Na Audio Show pierwszy i poprzedni raz byłem w 2007 r. Od tamtej pory trochę posłuchałem, trochę zbudowałem elektroniki, trochę klocków przerobiłem i trochę wyciągnąłem wniosków. Czułem wczoraj sam po sobie, że tym razem oceniam i odsłuchuję zestawy z nieco innej perspektywy. Z jednej strony trudniej mnie oczarować, z drugiej bardziej potrafię zrozumieć i usprawiedliwić niektóre rodzaje sprzętowych niepowodzeń. Z grzeczności i lenistwa nie będę opisywał zestawów, które mnie nie poruszyły, bo też nie zapamiętałem nazw sprzętu.
W hotelu Brystol nie byłem, ale słuchałem zestawu Vintage Ancient Audio w Krakowie w domu Konstruktora. Opinia w wątku o spotkaniach w Krakowie.
DIY - omówię pierwsze, gdyż bliskie memu sercu. Sprzęt został wybrany na pierwszą prezentację jeszcze w piątek, więc posłuchałem to, co wybrali Koledzy. Nie pasowały mi pewne rzeczy, z których te najgorsze udało się usunąć przez wymianę jednej pary interkonektów RCA w pewnym momencie. Od tej pory było co następuje: nasycony, dobitny, mocny dźwięk, pozytywnie nieokrzesany, głośny i wciągający. Bez żadnego głaskania, słodzenia, wygładzania tekstury. Kiedy klocki DIY zastąpił dzielony McIntosh i pre + monobloki na GM70 zrobiło się według mnie lekko gorzej. Ciężar tonalny przeniósł się wyżej, bezpośredniość nieco spadła, a tekstura zrobiła się trochę szkliście gładka. Znam inną konstrukcję na GM70, więc winię źródło McIntrosha, albo okablowanie, które też uległo zmianie. Innymi słowy - paznokcie zostały przypiłowane i pojawił się na nich gładki lakier.
Devialet - dźwięk z klasą i z rzadko spotykaną równowagą między teksturą a nasyceniem barw. Otóż według mnie większość sprzętu audio przewala barwę, podobnie, jak większość telewizorów przesadnie świeci kolorami, czego w naturze prawie się nie ogląda. Tutaj było jak na żywo, tylko spokojnie, po aptekarsku dokładnie.
Baltlab + Sundial - coś jak powyżej, ale "większy" dźwięk, za to z nieco słabiej cyzelowaną teksturą.
Q21, szerokopasmowce HUM z linią transmisyjną - ale jaja! Najbardziej rytmiczne kolumny na całym show z linią transmisyjną?! Spójny i bogaty w barwę dźwięk, jak to w szerokopasmowcach. Ze względu na wytłuszczenie tekstury podejrzewam, że był to Lowther. Grał akurat Dire Straits "Money for Nothing". Znam brzmienie tej płyty dobrze, i to, co leciało to było pod względem formy kłamstwo, ale jakże słodkie. :) W każdym razie świetny drive, wciągająco, i o to chodzi.
Voxativ - głośniki z wielką klasą. Wystawca sam sobie wrzucił kamyczek do ogródka ze względu na użycie odtwarzacza CD, którego nazwy nie pomnę, a którego sposób grania to dla mnie "dźwiękowa zupa" i nie utożsamiam się z nim. Miałem z przyjemność wcześniej z tym odtwarzaczem i dzięki temu mogłem docenić jak dokładnie przenoszą Voxativy jego sposób grania. Brawa dla Pani Konstruktorki za równowagę tonalną i precyzję w oddaniu szczegółów tekstury i obrysu dźwięku.
mbl - cztery lata temu zachwyt początkującego fana audio, w tym roku nie było tak różowo. Świetna zdolność budowania głębi sceny ze względu na umiejętność zagrania także do przodu. Byłoby znakomicie, gdyby nie brak iskry w graniu, przesycenie barwy i ogólne przesłodzenie. Czyli co najwyżej przyjemnie.
Kondo - po pierwsze, ciekawe głośniki, stały pod samą ścianą i wierzę, że to ich optymalne ustawienie (bo nie mam innego wyjścia). Do pokoju chodziłem trzy razy, żeby wreszcie usłyszeć chwalony przez spotkanych kolegów gramofon. I bardzo dobrze, że w końcu usłyszałem, albowiem źródło cyfrowe ("kuchenka" 47Labs + DAC ongaku) dawało dźwięk lekki i gładki, taki kliniczny. Z winylu było lepiej - ciężar niżej, tekstura jak należy i barwy też. Sopran to ciekawostka zestawu, dobrze cyzelowany i jakiś taki wywinięty na lewą stronę. To samo robią z górą pasma słuchawki Ultrasone Edition 10. Można dać radę z tym żyć. Dla mnie żaden problem, ale "przeźroczystość absolutna" to nie jest.
Harpia Grand Monk - wow! Rzadko się spotyka zestawy głośnikowe, które informują o tym, że struny fortepianu wykonane są z metalu. Na Monkach to jest oczywiste i łatwo czytelne. Dźwięk bez niepotrzebnego przesycenia, ale nie kliniczny i jeszcze nie suchy. Z soczystą elektroniką może być bardzo ciekawie.
Soulution - naszła mnie dzisiaj rano taka refleksja, że ze wzmacniaczami audio jest jak z psami. Im większy ciałem, tym mniejszy duchem, a iloczyn gabarytów i żywiołu jest mniej więcej stały. Trzeba więc przyznać, że grające w kliku pokojach Abyssound są naprawdę duże, a Soulution po prostu ogromne.
Linn - nie przyglądałem się logo na kolumnach, ponieważ jestem pewny, iż były to produkty marki Jysk. wskazywał na to kolor okleiny oraz dźwięk.
Grobel Audio, godzina około 19-tej - poziom wrażeń w stosunku do zaprzęgniętej techniki zbliżony do mbl. Dźwięk nieco lepszy, nie spaprany sztuczną słodyczą, ale czegoś mi jeszcze brakowało. Na pewno nie miał jawnych wad, tylko chciałbym jeszcze więcej zalet, żeby to porywało.
Shan - sympatyczne kolumny czeskie, grały z elektroniką Primare i gramiakiem Pro-Ject. Nawet wciągało.
ART Audio - Dźwięk Wystawy. Celowo napisałem dużymi literami, co wyjaśni się za chwilę. Drive, potęga, nasycenie, różnicowanie, ENERGIA, ogniskowanie instrumentów - wszystko to wciąga i nie pozwala się oderwać. Wydarzenie muzyczne jest wydarzeniem muzycznym, o nie zaledwie jego odtworzeniem. Czego by się nie uczepić w ramach analizy, to jest co najmniej bardzo dobre. Brzmienie skończone i niczego bym nie zmienił. To jest już wielkie granie.
JAG Electronics - cztery lata temu urzekła mnie barwa średnicy ich zestawu. W tym roku zaliczyłem kompletny opad szczęki. Otóż stoją sobie takie skromne, proste, nieduże kolumny dwudrożne, grają ze wzmacniacza zintegrowanego na 300B, akurat leci Koma i w ciągu kolejnych sekund następuje fascynujący proces wnikania muzyki coraz głębiej w moją psychikę. Jest ona niesamowicie spójna i bardzo emocjonalnie podana, ale bez krzty nachalności, prób powalenia podmuchem rozmiarem przestrzeni na łopatki lub przypodobania się słodyczą, zejściem basu, walenia po klacie, itp. Barwa genialna, nie upiększona, ani nie uproszczona. Wrażenia, jakie towarzyszą odbiorowi systemu JAG Electronics są takie, że nagle pojawia się pytanie i prosty wniosek - po co te wszystkie sub-basy, nad-soprany i kilowaty przepompowywanej energii? Nie pierwszy raz potwierdziło się, że wielką sztuką jest zbudować system, który uczyni muzykę czymś najważniejszym, przejawiając przy tym szlachetną skromność i minimalizm, geniusz w prostocie i umiejętność niekorzystania z niepotrzebnych środków wyrazu. Nie umiem powiedzieć, czy to był zestaw lepszy czy gorszy od ART Audio. Na pewno skromniejszy, a skromność to wielka cnota. Można by wziąć odpowiedni miernik i wykazać wyższość ART Audio nad JAG Electronics, i rozum tu powie, że ART, ale serce mówi JAG, i to był dla mnie dźwięk wystawy po prostu.