Kolumienki zasila mało audiofilski receiver Philips 606 (brązowy, analogowe radio, potężne radiatory z tyłu, przyciski loudness, mono, hi-low-pass filter, autofocus itd - full wypas :-). Kable głośnikowe to miedzianka zwykła 0,5 m 2mm2 przylutowana do 2-pinowych wtyków głośnikowych DIN. Źródło to radio (antena dachowa) lub mp3 player Sandisk Sansa, katalog Pop 80-90, bitrate z reguły 128 kbps, lub katalog Polskie, w czystym .wav (starannie zebranym z oryginalnego CD). Flac moim zdaniem nie ma sensu, nie używam tagów, a mi się wydaje że słyszę różnice między wav i flac ( :-o ! )
różnice między wersją 2-way x-over vs full range początkowo porównywałem w mono, po zmodyfikowaniu tylko jednego glosnika.
Zwrotnica jak widać na wcześniejszych zdjęciach była bardzo prosta, 2 cewki, 1 kondensator, 1 rezystor, więc pewnie 1-go rzędu i raczej wysoko strojona, czego domyślałem się już przed otwarciem, dedukując po dyfuzorach na obu przetwornikach :-},
Pierwsze wrażenie jest mieszane, czegoś jest więcej, czegoś jest mniej, perkusje oddalają się o kilka metrów od wokalistów.
różnice brzmieniowe raczej zgodne z przewidywaniami i teorią, a po dłuższym odsłuchu jednak zaskakujące - nie wiem jak to lepiej wyjaśnić, językiem gazetowego skrótu było by, że
góry jest dużo mniej a średnica wyszła na przód, subiektywnie jest mniej basu. Po odłączeniu tweetera, perkusje grają dużo ciszej, gitary nie kłują, wokalistki nie syczą, ot, bezpieczny dźwięk radiobudzikomagnetofonu.
BARDZO SZYBKO człowiek przyzwyczaja się do dźwięku full range, wrażenie że jest za mało góry trwa dosłownie 3-5 sekund. Moja dziewczyna nasłuchując z drugiego pokoju stwierdza, że full range (ona oczywiście nie zna tego terminu ;-), gra "czyściej" i ja mogę się z tym częściowo zgodzić - czyściej słychać wokale (chrypka, emocja, wysiłek przy śpiewaniu), oraz tła - elektroniczne jednotonowe podkłady które tak lubię w popie :-D.
Pierwsze wrażenie braku perkusji i ostrości gitar bardzo szybko znika. Po chwili góry jest już w sam raz, a nawet.. czasami się wydaje że góry jest dużo. Werble i talerze nie mają "ciała", są trochę tekturowe, choć np. moim zdaniem lepiej słychać uderzenie. Nigdy z resztą nie słuchałem jakoś specjalnie werbli i talerzy :-)
Siedząc na wprost, zdarza się, że wokale się "drą", "wydzierają japę", słychać niepokój/zniekształcenia (rozumiem że to baffle step, ale może i breake-up membrany :-/?). Zdarza się to na szczęście rzadko, przy większych poziomach głośności.
pomaga przycisk loundess na amplitunerze, bez niego kolumienki grają chudo, jak radiobudzik. Szkoda, że pokrętło tonów basowych reguluje wyższą niż loudness częstotliwość, bo najbardziej pasuje mi bez żadnego podbicia tonów wysokich. W końcu eksperymentując trochę z odległością od ścian tylnych, wybrałem grę bez loudness, z basem na +6 dB.
cdn..