Audiohobby.pl

Nowy Clapton

Rolandsinger

  • 2894 / 6105
  • Ekspert
27-01-2011, 18:11
Kto ma, jakie wrażenia?

Ja jestem po pierwszym odsłuchu...i jeszcze nic nie napiszę. Za wcześnie...

Może ktoś przerobił już parę razy.

_____________________________________

____________________________________________Zapraszam do zakładki AUDIOSCEPTYCYZM :)

Rolandsinger

  • 2894 / 6105
  • Ekspert
27-01-2011, 18:12
._____________________________________

____________________________________________Zapraszam do zakładki AUDIOSCEPTYCYZM :)

Detektyw Kwass

  • 7851 / 6065
  • Ekspert
27-01-2011, 20:51
A co to - Stockhausen, że trzeba go kilka razy przesłuchać?

almagra

  • 11519 / 5759
  • Ekspert
27-01-2011, 20:57
Karlheinz Stockhausen...Pamiętasz czołówkę programu Pegaz??? Plum,plim,pluk.stuk...Stary to wkurwia nawet za tysięcznym przesłuchaniem...bankowo!!!  

almagra

  • 11519 / 5759
  • Ekspert
27-01-2011, 21:01
Clapton wkurwia mnie podobnie.Od początku do końca.Najgorszy bluesman wszechczasów.Podkreślam to zawsze przy takich okazjach narażając się wielu...P.S.Jestem miłośnikiem blusa od dziecka.

rafaell.s.cable

  • 1166 / 5563
  • Ekspert
27-01-2011, 22:22
>> almagra, 2011-01-27 21:01:12
a słuchałeś Cream, też cię irytuje? ja słuchałem tę płytę wstyd się przyznać tylko tylko raz z vinyla w 1975 roku i jakoś tak do dziś utkwiła mi w pamięci, może pamięć mam zawodną, może inne czasy i muzyka wtedy była ale zrobiła na mnie wrażenie; warto by było może drugi raz posłuchać zamiast męczyć kolejna płytę z muzyką Johna Dowlanda

almagra

  • 11519 / 5759
  • Ekspert
27-01-2011, 22:32
Ale to nie blues i na szczęście nie zaszczycał tam wokalnie.

rafaell.s.cable

  • 1166 / 5563
  • Ekspert
27-01-2011, 22:44
A kto zrzynał z John Lee Hookera :)

almagra

  • 11519 / 5759
  • Ekspert
27-01-2011, 22:56
Doktor Hook...

  • Gość
28-01-2011, 18:42
Ta płyta jest nudna jak flaki z olejem. Zero emocji.
Mam te same odczucia, co przy ostatnich Cochenach, Dylanach itp. Czas na zasłużoną emeryturę. Nie pomogą duety z J.J.Cale\'m czy inne układanki.
Zresztą imo Clapton miał jedynie dobre płyty koncertowe, a od Behind the Sun z 1985go, kiedy w realizacjach pojawił się synonim obciachu muzycznego - Phil Collins, to równia pochyła.
Clapton/Cream, to zupełnie inna sprawa. Warto też posłuchać Crossroad.