Zainspirowany pochlebnymi opiniami postanowiłem i ja kupić owe Philipsy , z racji ceny w dużej mierze, i zabawić się w recenzenta- audiofila, którym w rzeczywistości z pewnością nie jestem: )
Recenzja porównawcza Creative Aurvana Live i Philips SHP5401.
Jest to moja pierwsza recenzja więc czytających proszę o wyrozumiałość: )
CAL’e mają za sobą około 1500 godzin grania, jedyna modyfikacja w trakcie odsłuchu to wypełnienie muszli niewielką ilością pianki. Philipsy natomiast grały tylko około 100 godzin, bez modyfikacji.
Rolę źródła pełnił discman oraz dalej w torze wzmacniacz MicroForum608, z wyjątki słuchanego na Ipodznie Nano 1g albumu „Kind of Blue” (RockBox- FLAC)
Wygoda.
CAL’e jako moje pierwsze „grające” słuchawki stały się wyznacznikiem i odwołanie nie tylko co do reprodukcji dźwięku ale też komfortu użytkowania.
W padach CAL ucho mieści mi się w całości przez co swobodnie „odstaje” od głowy, nie grzeję się specjalnie mocno, siła napięci pałąka napiera na głowę dając uszom swobodę i „powietrze”.
SHP to zupełni co innego tutaj uszy przyciskane są do głowy, bardzo delikatnie ale jednak, co sprawia trudniejszym całkowite opłynięcie w świat słuchanej muzyki. Nauszniki Philpsa znacząco bardziej grzeją ucho.
Wrażenia odsłuchowe.
Jak widomo zasadniczą różnicą pomiędzy opisywanymi modelami to rodzaj konstrukcji. Creative zamknięte, Philipsy otwarte czy raczej półotwarte co teoretycznie powinno dać im dużego plusa w tworzenia sceny i przestani względem ww. konstrukcji zamkniętej od Cretiva. Z moich odczuć wynika, że stwierdzenia to znajduje potwierdzenia także w przypadku testowanych słuchawek. Aurvny grają głównie w głowie, we wnętrzu „dużej głowy” bo scena rozrasta się jakby poza własną czaszę lecz nie wydostaję się z niej. Uczucie jest dość osobliwe szczególnie gdy 30 min spędziłem na słuchaniu wyłączanie tego aspektu dźwięku. Z racji gęstości reprodukowanych tonów o których, napiszę w dalszej części, przestań w CAL’ach różni się od Philipsów mniejszą zdolność do punktowego „tworzenia” źródła dźwięku, np. fortepianu nie mówiąc o skrzypcach. Instrumenty się nie gubią, pozostają słyszalnie od siebie odseparowane brzmieniowo ale ich dokładna lokalizacja na scenie jest wyraźniej trudniejsza do wskazania niż w przypadku Phlips’ów. A props tych drugich, instrumenty jak i wokal potrafią uciec poza głowę, scena jest szersza co dobrze słuchać w nagraniach koncertowych gdy publika bije brawo a jednocześnie muzycy nadal grają. Instrument na scenie łatwiej zlokalizować, są bardziej miejscowe lecz zawsze ich źródło mieści się wewnątrz naszej głowy, tym razem normalnych rozmiarów;) a elementy grające poza nią to tylko strzępki wygenerowanych już dźwięków. Ciekawym zjawiskiem obserwowanym w CAL’ach jest pewna zmienność źródła dźwięku, w trakcie jego narastania, w poziomie, na takiej uwadze jednak poprzestanę gdyż sprawa wymaga dłuższego zastanowienia.
Jako fan instrumentalnego jazzu duże znacznie ma dal mnie wybrzmienie trąbki, saksofonu czy strun kontrabasu. Co za tym idzie owym instrumentom poświęciłem nico więcej uwagi pomijając klawisze na które jeszcze być może nadejdzie czas przy innej okazji.
Trąbka: Trąbka a raczej trąbki dwie! Różnica w tym aspekcie prócz basu do którego dojdę przy kontrabasie jest z pewnością największa i w pełnie zasługuje na miano przepaści. Przyczyną jest za pewne z goła odmienna charakterystyka obu par słuchawek w górnych rejestrach. „Trumpet Philipsa” gra bez ograniczeń górnej tonacji, dźwięk jest piskliwy chwilami aż kłujący i do cna przejrzysty. Góruję nad resztą pasma. Nie powiedział bym jedna było ono w sztuczny sposób podbite, gra to całkiem naturalnie, twardo i silnie, bez rozmycia. Brak tu finezji czy zmysłowości, co w zależności od preferencji rekompensują wyraźnie słyszane, oschłe i zimne kontury każdego „dmuchnięcia”. Rzecz ma się całkowicie odmiennie w przypadku Cretiva. Tutaj słyszymy gęsty, rozlany szeroko po całym paśmie „czarny dym”. Ciepła koncepcja CAL znana dobrze wszystkim słuchaczom i tutaj stanowi cechę kluczową, wyróżniając je od konkurenta. Totalne przeciwieństwo piskliwości SHP. Soprany są jakby przypudrowane, nie ma wyraźnych konturów rozbrzmiewającej długo, leniwie z ogromną dawką powietrza trąbki. Spore wypełnienia przestrzeni kremową finezją.
Saksofon: Podobnie jak w przypadku trąbki choć już nie słychać aż tak dużej różnicy. CAL ponownie ustępują pod względem szczegółowości i znów górują przez malowniczość reprodukcji.
Kontrabas: Wielu kocha i pewnie podobnie wielu odstawiło CAL ze względu na bas. Mają go przeraźliwie dużo, do tego jest gęsty i wszech obecny. Wybija się ponad wszelkie pasma. Sam robiłem swego czasu różne z tym związane eksperyment, złotym środkiem okazało się zaklejenie, a tym samy zredukowanie o około połowę ilość basu, dziurek w komorach akustycznych na przetwornikach (w tej chwili otwory ponownie odklejone) ale nie o tym mi pisać.
Przechodzą do samego kontrabasu. W obu nausznikach nie jest on idealny. CAL’e o dziwo mimo długiego i leniwego wybrzmienia szczególnie w branych pod lupę dolnych segmentach, nie ustępują Philips’owi szczegółowości aż w takim stopnia jak można było się tego spodziewać analizując średnicę czy tony wysokie. Jako, że wiele mówi się na forach o znacznie lepszym basie SHP liczyłem na coś wybitnie lepszego od CAL, zawiodłem się jednak. W prawdzie bas jest może bardziej przystępny, mniej dudniący i nie przeszkadza co w przypadku CAL się zdarza, mimo tego nie urzekł mnie niczym specjalnym. Mam nadzieję na zmianę wraz z czasem grania. (Już 100h zrobiło dużo dobrego).Podsumowując, w obu parach brakuje szczegółów, szarpnięcia strun są rozlane i mało wyraźne, CAL ponowie nadrabia finezyjną miękkością. Bez rewelacji.
Co do wokali nie będę snuł specjalnych wywodów to też tylko kilka cech rzucający się jakoś szczególnie. Część wokalna jest w Philipsach nico wycofana i oddalony od słuchacza względem CAL, słucha się tego przyjemniej, wokal nie męczy co zwłaszcza w przypadku głosu męskiego w Cretivach się zdarza. Philpisy zwracają na siebie uwagę przez wybijające się znad reszty głoski syczące przy końcach wyrazów. Można tą cechę zaliczyć chyba do szczegółowości.
Dzisiejszy odsłuch utwierdził mnie też w przekonaniu co do sygnatury mojej wersji MicoForum. Łagodzi piskliwe SHP i dodaje im kopa u dołu skali częstotliwości. Co niestety kompletnie nie pasuję do CAL gdzie przydał by się zabieg odwrotny z uszczuplaniem basu a porwą szczegółów zwłaszcza w górny paśmie.
Podsumowanie.
Creativy jak i Philipsy to w swoim przedziale cenowym słuchawki zasługujące na uwagę i miejsce w czołówce. Gdybym miał dać odpowiedź na pytanie czy SHP5401 to następca CAL! Z całą pewnością mówię nie. Dla mnie są dwie różne pary podobnie grających słuchawek. Muzykalność, przyjemność z płynącej muzyki jak i dynamika (tu mimo leniwego i zlanego niekiedy dźwięku pochylam się ku Creativom) w obu nausznikach jest bardzo dobra, nim wybiorę zwycięzcę obie pary spędzić muszą jeszcze wiele godzin na uszach.