>> bady, 2010-11-05 09:37:16
wypleniłem u siebie wszelkie oczekiwania od muzyki na imprezie tanecznej. Akceptuję wszystkie formy kiczu, byle z zaznaczoną sekcją rytmiczną.
To jest bardzo sensowne podejście. :) Przez jakiś rok uczęszczałem onegdaj na kursy tańca towarzyskiego. Można powiedzieć, że po niecałym roku dochodzi się do poziomu przyjemnościowego, czyli znajomość paru kroków z iluś popularnych tańców daje frajdę podczas ich powtarzania w rytm muzyki. Och, jak ja się męczyłem na wszelkich dyskotekach wtedy! Mniej więcej co piąty kawałek nadawał się do zatańczenia z moją żoną (wówczas dziewczyną) rumby albo cza-czy, i tyle. Natomiast na weselach w małych miejscowościach w kółko poleczki i walczyki. Największy jest ubaw, gdy zagrają tango. :) Wyobrażenie o tym tańcu osoby nieobeznanej w temacie sprowadza się do ruchów przypominających wyprowadzanie działa przeciwpancernego na pozycję bojową. Ja bardzo lubię tango, podoba mi się jego idea i doceniam kunszt profesjonalnych tancerzy tańczących je poprawnie. No, ale... to wszystko było dawno. Od tamtej pory sporo zapomniałem, wystarcza mi Taniec z Gwiazdami w TV, a na zabawie mogę się bezmyślnie gibać do rytmu w takt dowolnie prymitywnej melodii, bo nie o wykwint na takiej imprezie chodzi, zwłaszcza że banalnego 2 na 1 do dziś nie mogę spamiętać, więc uprawiam radosną twórczość podpartą figurami podpowiadanymi przez etanol.