@ majkel
Ta złuda to moim zdaniem przede wszystkim moc. Na koncercie muzyki elektronicznej ustawiają na scenie paczki o mocy kilkunastu (lub kilkudziesięciu) kW i jak to ryknie to sznurowadła się rozwiązują. Tylko jeżeli puszczą kawałek z taśmy to tego nie zauważysz, bo syntezatorów nikt nie nagrywa przez mikrofon ale przez kabel, więc odtwarzane brzmi identycznie z granym na żywo. Myślę, że w domu kolumny odpowiedniej mocy mogą uzyskać podobny efekt ale kto słucha przez 2 godziny muzyki na takich poziomach jak na koncercie ? Przecież szyby z okien by powylatywały, że o innych aspektach takiego słuchania już nie wspomnę - inna akustyka, sąsiedzi, rodzina, policja itd. Polecam przesłuchanie nagrań koncertowych Tangerine Dream lub Jarre\'a (lub wybranie się na koncert) i porównanie ze realizacjami studyjnymi. Ja nie mam wątpliwości, które bardziej trzymają się kupy. Ta złuda to moim zdaniem jeszcze otaczający nas tłum oraz świadomość wyjątkowości zdarzenia jakim jest wyjście na koncert. Reasumując - w mojej opinii moc + samo otoczenie (dźwięki "niemuzyczne", obrazy, zapachy itp.) bardziej niż sama muzyka stwarza to wrażenie realności.
Doszukiwania się jakiegokolwiek muzycznego wysublimowania na defiladach bym unikał, szczególnie jak orkiestra tupie przy tym wojskowymi buciorami.
Ze zjawisk mikrodynamicznych na koncertach symfonicznych najlepiej pamiętam dźwięki ostrożnie rozwijanego przez sąsiada papierka od cukierków oraz kasłania widowni. Siedząc w dalszych rzędach (o balkonie nie wspomnę) w cichszych partiach ze sceny docierało do mnie jedynie coś na kształt przecieru jabłkowego.
Co do samouków, to jestem mniej radykalny. Zdecydowana mniejszość muzyków ze sfery pop/rock a nawet jazz może się pochwalić wykształceniem akademickim. Powiem więcej - to właśnie oni stworzyli te gatunki. Czy poradzili by sobie z klasyką, to inna bajka ale muzycy klasyczni też nie bardzo radzą sobie w drugą stronę.