Ja od razu rozpoznam (tak mi się wydaje), czy jadąc samochodem z otwartą szybą przez miasto, to co słyszę przez otwarte okno kamienicy jako śpiew - to czy to ktoś ćwiczy śpiew, czy leci z głośników. No kurna chata inny dźwięk po prostu. Tak samo, słyszałem ćwiczącego śpiewaka jak były otwarte drzwi do jego foie, a ja stałem w korytarzu dochodzącym prostopadle do korytarza, przy którym były te drzwi, tak z 200m sumarycznie ode mnie. Do tego pieroński pogłos gotyckiej budowli. Od razu słyszałem z dala, że to człowiek śpiewa, a nie leci z radiowęzła. Jak się włóczy orkiestra trzyosobowa po osiedlu, to choćby prawie z drugiej strony bloku się znaleźli, słyszę że instrumenty grają, a nie ktoś robi sobie chillout przy otwartych drzwiach balkonowych. Itd., itp.
Żeby głośniki zagrały tak jak instrumentalista, to przy założeniu wysokiej wierności i dynamiki toru audio potrzeba jeszcze świetnie wytłumionego, najlepiej wielkiego pomieszczenia, albo puścić to na przysłowiowej łące, gdzie nie ma odbić, a to dlatego, że charakterystyka kierunkowa instrumentu jest diametralnie inna niż głośników, i odbicia skrzypiec lub innego instrumentu w małym pokoju będą zupełnie inne.
Gdybym miał tak statystycznie opisać jak gra audio w stosunku do żywej muzyki, to wychodzi mniej więcej tak:
- 95% audio gra za ciemno i bułowato
- bas ma przeważnie za słaby i spóźniony atak, wybrzmienie się snuje jak smród za wojskiem
- na średnicy jest zaburzona proporcja między barwą a fakturą, ta pierwsza jest przewalona, pomijając beznadziejne przypadki podkolorowań, przebarwień, zubożenia palety, itp.
- rozdzielczość faktury z audio jest niska. Jeśli rozpiętość dopracowania faktury i tekstury jest jak przy papierze ściernym do 2000 dla pełnej gładkości i połysku, to nawet w dobrym audio kończy się to gdzieś na papierze 180, przeważnie 120. Dalej przeważnie nie widać/nie słychać, bo - patrz punkt 1
- jeśli minimalna waga dźwięku to jeden mg, w audio każda cząstka dźwiękowego planktonu niesie ze sobą obciążnik kilka g jak nic. Skutkiem tego resztki planktonu nie są odczuwalne jak plankton tylko jak przeszkadzające wtręty, a reszta "opadła na podłogę pod ciężarem", więc jej nie słychać
Nie dziwi więc, że są osoby także na tym forum, którym przegięcie w punkcie pierwszym załatwia niedomagania wymienione w kolejnych punktach. Zestawy, w których tak nie trzeba to sprzęty co najmniej bardzo dobre, rzadko spotykane, najczęściej w domach osób, które czują bluesa, albo w pokojach firm oferujących kompletne zestawy i spójną filozofię dźwięku/toru dźwiękowego (np. AA lub RCM).