>> fallow, 2010-05-31 11:21:57
Wygląda, że zgadzamy się niemal we wszystkim :) A tak na poważnie, to mam bliskiego przyjaciela, który pogubił się nieco w swoich oczekiwaniach, co do odbioru muzyki. Ale on zaczynał z wysokiego pułapu, bo od razu zakupił wzmaka E.A.R. HP4 (którego zresztą potem od niego odkupiłem za wyjątkowo godziwe pieniądze). Słuchawki też miał zacne, bo były to ATH-L3000, a nieco później także GS-y, PS-y i K1000. Jako źródło grał Accuphase DP700 i jakiś średni gramofon z oferty Transrotora (nie pamiętam dokładnie jaki był to model). W każdym razie ów przyjaciel ciągle coś zmieniał: to z okablowaniem, to ze źródłami, począł zmieniać wzmacniacze (sprowadził nawet Woo Audio 5 i dokupił lampy, które w sumie kosztowały chyba jeszcze raz tyle co sam wzmak). Na końcu rozpruł całą instalację elektryczną i pozakładał jakieś kable, bezpieczniki, filtry; myślał, że dzięki temu w końcu odleci :-)
Nic takiego się nie stało, bo choć istotnie, po tej demolce, zmiany w brzmieniu były, ale nie była to rewolucja. Gdzieś tam po drodze w tym wyścigu zapomniał o muzyce; był owładnięty jakąś chorą ideą odnalezienia wzorcowego modelu brzmienia. A, że zaczynał tak wysoko i po drodze dużo stracił, bo nie zapoznał się ze sprzętem niższej klasy, sam nie wiedział czego właściwie szuka.
Dopiero, przy jednej z naszych rozmów otrzeźwiał i zaczął na nowo cieszyć się muzyką, dzięki HD650 :) Teraz ma Omegi i dopiero jest szczęśliwy, że złapał swojego króliczka. W jego akurat przypadku, owe gonienie skończyło się jedynie bólem głowy i krótkotrwałą frustracją - ale są przecież ludzie, którzy są w stanie poświęcić dla tej utopijnej idei np. rodzinę, że o utracie płynności finansowej ze względu na zaciągane kredyty, nie wspomnę. To już jest choroba, jakaś forma uzależnienia od posiadania coraz to lepszych (droższych) klocków. A gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla muzyki?
Dla mnie czymś naturalnym i bezcennym jest start w świat audio "od zera". Mam tutaj na myśli, zaczynanie przygody np. ze słuchawkami od relatywnie niskich modeli, także jeśli chodzi o dobieranie toru. Warto nawet popróbować z DIY, bo to także wyrabia dobre nawyki :-) Z moich doświadczeń wynika, że wraz z upływem czasu, słuch staję się coraz bardziej wrażliwy na odbiór muzyki, a umysł zaczyna powoli tworzyć jakiś obraz tego "idealnego" brzmienia; idealnego w całkowicie subiektywny sposób. W każdym razie zabawa od samych podstaw, owocuje potem umiejętnością odpowiedniego dobierania elementów toru do siebie, a przede wszystkim świadomością co do własnych oczekiwań, odnośnie brzmienia. Przynajmniej tak było w moim przypadku i ta droga, choć długa, to jednak z nostalgią, wspominam ją jako cudowną przygodę.
"Ja jestem pelen podziwu. Czesto da sie zauwazyc, ze jednak jest sporo ludzi ktorzy uwazaja sie w tym kontekscie za bardzo oswieconych i tym samym "lepszych" albo tez sa przegiecia w druga strone i proby bycia "ponad" co i mnie sie zdarzalo :))"
Czytając niektóre wypowiedzi, istotnie da się zauważyć ten problem. Tak to już jest, że z niektórymi trudno się dyskutuje. Dla mnie zawsze najważniejszy jest szacunek wobec człowieka, bez względu na to, z czego czerpie przyjemność ze słuchania muzyki. Przecież łączy nas jedno: miłość do muzyki, więc opluwanie kogoś bo ma gorszy/lepszy od nas tor, świadczy tylko o nietolerancji i braku kultury. Co innego merytoryczna dyskusja, ale o to ostatnio trudno, bo wcześniej czy później zawsze do głosu dochodzą emocje (wątek o Grado np.).
Kończę ten wywód, bo w końcu to wątek o Staxach, a my tu pi-tu, pi-tu na zupełnie inny temat :)