OK, let\'s talk about Skriabin.
Niemal przez całe wakacje muzycznym leitmotivem była u mnie symfonika Skriabina. Przerabiałem box od DECCA - Complete Symphonies, plus koncert fortepianowy oraz poematy: Prometeusz i Poemat Ekstazy (Ashkenazy/Deutsches Symphonie-Orchester)
Oczywiście bardzo to spektakularna muzyka, choc nierówna i niejednolita stylistycznie.
Pierwsza symfonia, tkwiąca jeszcze w stylistyce postromantycznej, która mnie, pomimo dość klasycznych środków stylistycznych, bardzo się podoba. Zwłaszcza ostatnia część chóralna poprzedzona dialogiem mezzo-sopranu i tenora to muzyka moze niespecjalnie oryginalna, ale tak po rosyjsju chwytająca za serce. Po prostu bardzo piękna. Zapuszczałem to sobie na moich domowych systemach kolumnowych, zeby poczuć dreszcze związane z potęgą brzmienia chóru, której słuchawki nie zawsze są w stanie przekazać. "Sława iskusstwu" - potem jest w muzyce Skriabina duzo ciekawiej, oryginalniej i gęsto od emocji, ale nigdy juz tak pięknie...
No chyba, ze w koncercie fortepianowym, równie po rosyjsku lirycznym, romantycznym, czerpiącym sporo z muzyki Chopina. Na pewno po ten koncert fortepinowy sięgałem ostatnio najczęściej.
Druga symfonia jest najmniej wyrazistą kompozycją. Muzyka, której słucha się z przyjemnością ale nie ma się ochoty do niej wracać.
Co innego "Boski poemat" czyli Symfonia III. To jest chyba pozycja Skriabinowska, którą cenię najbardziej. Programowa (oparta na tekscie poetyckim n.t. ewolucji ducha ludzkiego) pełna uniesień, falująca, ekspresyjna rozpoczyna się dramatycznym wejściem puzonów (chyba;) i elektryzuje do końca. W swojej budowie i przebiegu przypomina bardziej poemat symfoniczny.
"Poemat ekstazy", przebiegający jednoczęściowo. I tu znowu nagromadzenie ekspresji, przeładowanie emocji, maksymalistyczna estetyka. Ekspresjonistyczna muzyka, znowu nieustanne falowanie i napięcie.
No i Prometeusz - Poemat ognia, najbardziej oryginalna i nowatorska kompozycja. Pamiętam pierwszy kontakt z muzyką Skriabina (Naxos/rosyjskie orkiestry/Igor Golovschin) i opad szczęki po zakończeniu koncertu fortepianowego, przy pierwszych dzwiękach Prometeusza. Kontrast szokujący, radykalna zmiana stylistyczna. Nowatorskie pomysły, nowoczesne brzmienie, jak zwykle potężna dawka ekspresji.
Ashkenazy, który blado wypadł w symfonice Szostakowicza (mam potężny box z kompletem symfonii), tu radzi sobie bez zarzutu. Jest wyrazisty i przekonywujący.