>> 4m,
Wiesz, moja deklaracja, iz jestem zwolennikiem muzyki współczesnej wymaga jednak doprecyzowania. Odbiorca radykalny, nastawiony na nowinki, zwolennik awangardowych poszukiwań, pewnie uzna tą muzykę (i słusznie !), którą ja kocham najbardziej, za klasykę wieku XX, która z muzyką współczesną, rozumianą ortodoksyjnie niewiele ma wspólnego....
Dla mnie niewyczerpanym źródłem emocji muzycznych jest I połowa wieku XX. Od Skriabina i Bartoka (ale tez Mahlera i Straussa) przez Prokofiewa/Szostakowicza/Strawińskiego do wczesniej wspomnianych Honeggera, Milhauda, Tippeta, Brittena, Berga, Hindemitha i innych.
Pokolenie Bouleza i jemu współczesnych oraz pokolenie twórców piszących równolegle do nas, to dla mnie "nieobrobione pole", i przyznaje sie do tego bez bicia.
Do tych prawdziwie "poszukujących", bądź kreujących współcześnie własny styl mam stosunek, delikatnie mówiąc, sceptyczny;
Glass (i jemu podobni) - nudziarz (minimalista), Cage - cynik i hochsztapler, Schaeffer - eksperymentator ekscentryk. Więcej aprobaty mam dla takich twórców jak Ligeti czy Gubajdulina, ale i po tą muzykę sięgam raczej z ciekawości a nie z silnej wewnętrznej potrzeby.
Ale w kolejce czekają: Nono, Berio, Stockhausen, Boulez, Xenakis i inni..., choć to jednak raczej z czystej ciekawości.
Webern - to znowu temat jedyny w swoim rodzaju. (Mam fantastyczny box - WEBERN: Complete Works, Boulez (!)/London S.O.- Sony). Z tej estetyki faktycznie korzystała cała masa twórców po wojnie. Ortodoksyjne i mistrzowskie zastosowanie techniki dodekafonicznej było inspiracją dla kolejnych pokoleń.
No ale odbiór ! Co z odbiorem tej muzyki ?? Nie piszmy akademicko, a rozmawiajmy o emocjach. Tak sie sklada, ze przesłuchałem Weberna "da capo al fine" i o ile jeszcze "Passacaglia" op. 1 jest absolutnie do przełknięcia, w swoim postromantycznym wyrazie, potem jest juz świat zamknięty, nieprzystepny, podlegający wzorom i regułom ograniczającym wyraz i oddech. Muzyka zaprogramowana - lapidarna i kameralna ale bardzo trudna w odbiorze. Przedzierać się przez tą muzykę warto, ale nie jest to mozliwe zbyt często ! :-) Choc pewne jest, że zrozumienie i sympatia mogą przyjść z czasem...
Napisz więc, drogi 4m, nie "z akademicka" o miejscu tej muzy w historii (niezaprzeczalnym), a o własnych emocjach (Webern/Boulez). Mnie to ciekawi o wiele bardziej.
Schonberg, ze swoimi "Verklarte Nacht", Pelleasem i Melizandą, Symfonią kameralną, a przede wszystkm Alban Berg !, (którego akceptuje i uwielbiam całego - bez zastrzezeń), to tacy bardziej ludzcy reprezentanci dodekafonii.
Webern - to ciężkie wyzwanie, rodzaj estetyki muzycznej stojącej na granicy akceptowalności.
Scelsi, Murail, Grisey.... Nie znam. A z tą ikoną muzyki współczesnej (Scelsi) to chyba duza przesada. W encyklopedii muzycznej PWM jest kilka zdań, ale prawdziwym ikonom poświęca się całe strony ;-)