Specjaliści od wieku XXgo (B.Schaeffer, T.A. Zieliński czy przywoływany przeze mnie ostatnio Kisielewki) są zgodni co do jednego:
Jesteśmy zaprogramowani przez estetykę wypracowaną przez wieki. Estetykę tonalną, konsonansową, określoną formalnie. I jesli nawet nie sięgamy po dawną muzykę poważną, ową " tonalnie zakorzenioną", łatwą i lekkostrawną papkę dostajemy w formie muzyki popularnej. W ten sposób utrwalane są stereotypy, wzorce stylistyki powszechnie akceptowalnej - jedynie słusznej.
W muzyce współczesnej, od poczatku XX wieku, tonalność została zastąpiona bitonalnością, politonalnością, w końcu atonalnością. Akordykę konsonansową (brzmienia łatwe, mile dla ucha) wzbogacono i zastąpiono akordami spiętrzonymi, dysonansowymi. Szeroko pojęta melodyka zeszła na drugi plan, bądź zupelnie zniknęła, a nacisk został położony na brzmienie.
Juz nie dało sie zanucić melodii... Nie mozna bylo pogwizdac przy goleniu, bądź w ekstatycznym uniesieniu wykrzyczeć finałowego "Alleluja" z Haendlowskiego Mesjasza.... Och jaka szkoda ! Masowy odbiorca został oszukany i wrobiony, co ja mówie, wyszydzony i spoliczkowany ! Więc zaczął się buntować i prokurować teorie o "prawdziwym pięknie, którego pragną ludzie", o "brzydocie, która niczym rak toczy dzisiejszą sztukę" i o tym, ze dziś, to muzykę pisać może kazdy...
A rzecz sprowadza się jedynie do...inteligencji, wrażliwości, ciekawości i wyrobienia. Do tego by mieć otwarty umysł. Do tego, czy w tym "niedemokratycznym świecie najwyższych wartości" jest miejsce dla ciebie, czy tez Opatrzność cię prawa dostepu do owego świata pozbawiła.
;-)