To jeszcze słów kilka o Góreckim. Oczywiście Max przesadził twierdząc, że I symfonia to lipa, Scontri to wydumane dźwiekotwórstwo a Genesis II to kit. Wszystkie te utwory to są absolutne arcydzieła a opinia Maxa niestety po raz kolejny wskazuje, że ma on poważny problem z recepcją i zrozumieniem Nowej Muzyki. A recepta na to jest prosta-trzeba jej po prostu więcej słuchać a wtedy też wraz z wyrobieniem w sobie nowych nawyków słuchowych pojawi się zrozumienie. Więc... odrzucić Brittena i słuchać Stockhausena :))).
Forum dyskusyjne polega na wymianie opinii zgodnych z indywidualnymi poglądami i przekonaniami. W sztuce owe poglądy wynikają z wrażliwości, inteligencji oraz indywidualnych potrzeb estetycznych. Ale są one osobniczno zmienne. Czasami odmienne bardzo zasadniczo. Różnimy się w ocenie i odbiorze róznych treści. I to jest dobre. A z przebogatej oferty muzycznej ostatnich wieków - począwszy od muzyki dawnej, a skończywszy na radykalnym eksperymencie okołomuzycznym - wybiaramy dokładnie to, co jest dla nas, stylistycznie i estetycznie, najbliższe.
Zgodzę się, że odpowiedni odbiór muzyki XX wieku wymaga, ogólnie mówiąc, pewnego przygotowania i osłuchania (niejednokrotnie sam o tym pisałem). Ale za kompletną bzdurę i zupełny absurd, uważam pogląd, iż dany gatunek muzyczny stanie się nam bliski, na skutek wielokrotnego przesłuchiwania jakichś, początkowo zupełnie nieakceptowanych, treści.
Oczywiście mówię o sytuacji, w której estetyczna idea, konkretna stylistyka czy też sposób komunikowania się z odbiorcą są w radykalnej niezgodzie/konflikcie z własną wrażliwością odbiorczą....
I teraz dochodzimy do sedna. Absurdalna to sytuacja, kiedy musimy zmuszać się do zaakceptownia czy też "polubienia" czegoś wbrew sobie i swojemu gustowi. Zrozumienie, sympatia, satysfakcja, czy też każdy rodzaj pozytywnego doznania w reakcji na sztukę muszą być przeczuwane, muszą istnieć w zarodku, muszą zostać, co najwyżej, odkryte w sobie i wydobyte na zewnątrz (i do tego właśnie potrzebna jest owo "przygotowanie i osłuchanie" !).
Należę do tych, którzy w życiu słyszeli już "to i owo". Ale wielokrotnie doświadczałem sytuacji, kiedy jakąś twórczość muzyczną nie od razu w pełni akceptowałem, ale od razu czułem, że to muza dla mnie, muza, która wymaga odkrycia, czasu, wielokrotnego powtórzenia i nieustannych powrotów. To się po prostu czuje i wie. I tyle.
Tak miałem z Webernem, tak mam ze Schnittke, czy też, żeby dać przykład z ostatnich tygodni - tak mam z Dutilleux.
Inną kategorią są kompozytorzy, do których mam stosunek wybitnie neutralny. Których potrafię słuchać z zainteresowaniem, ale bez emocji. Przykładem może tu być twórczość Bouleza.
Jest też kategoria muzyki nieakceptowalnej - którą w tym wątku wielokrotnie, subiektywnie opisywałem. Żadnych absurdalnych starań w kierunku zaprzyjaźnienia się z muzyką, która zupełnie mi nie odpowiada - nie będzie, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby...!
Kolejnym dobrym pytaniem jest, po co się słucha muzyki ? Odpowiedzi będą różne, ale dla mnie głęboka emocja połączona z satysfakcją intelektualną to - w konsekwencji odbioru muzyki - reakcja idealna. Każdy z nas ma swoją własną paletę twórców i gatunków, które zapewniają tego rodzaju doznania.
O reszcie możemy co najwyżej dyskutować, no i możemy a nawet powinniśmy się różnić, najlepiej pięknie......
P.S.
Nigdzie nie napisałem, że I Góreckiego to lipa - warto czytać uważnie. Napisałem, że słucha się z przyjemnością, ale "na owo bezproduktywne stłoczenie efektów perkusyjnych wzruszam ramionami - dla mnie lipa." Muzyka, najlepiej spójna i płynna - ok, efekty dla efektów - lipa.
Szkoda też, że w tej dyskusji kompletnie nie bierzesz pod uwagę opinii... samych twórców na temat swojej wczesnej twórczości. Pomijasz milczeniem wklejoną wypowiedź Kilara, wzruszasz ramionami na fakt, iż Górecki, jako dojrzały twórca realizował się na zupełnie innym polu niż "eksperyment sonorystyczny". To samo w przypadku Pendereckiego.
Zamiast tego, każesz mi jak uczniakowi, pracować "nad recepcją i zrozumieniem" twórczości, do której sami twórcy mieli odpowiedni dystans....
Cieszę się z zainteresowania Bouleza wczesnym Góreckim, ale nasz Piotruś bardzo sobie ceni a nawet udowodnił to nagrywając kompletną symfonikę, grafomana Mahlera.... Problem, nie ? Może należałoby popracować nad zrozumieniem i recepcją subtelnego Brittena i emocjonalnego Mahlera ?