Mnie najbardziej ciekawił sam gospodarz.
Z Wiktorem zdążyliśmy się już trochę poznać, pisząc e-maile, rozmawiając przez telefon.
Ale spotkanie twarzą w twarz to, co innego.
Na odległość, łatwiej jest "picować" swój wizerunek.
Na żywo wystarczy często rzut oka i z takim mozołem zbudowane "mity" pryskają.
Na spotkanie dotarłem prawie 2 godziny później niż planowałem.
Jak zwykle plany sobie a życie sobie! :)
Po jakieś półgodzinie jazdy, otrzymałem telefon i musiałem zawrócić do domu.
Potem dojechać jeszcze do pobliskiej miejscowości i po tym wszystkim rozpoczynać podróż na nowo.
No, ale jakoś wreszcie dojechałem i to dosyć szybko, jak na zimowe warunki i ilość kilometrów.
Jaki ten Wiktor jest? Jaki jest nie wiem!
Mogę tylko powiedzieć, co mi się wydaje i jak go odebrałem.
Przywitał mnie miły, moim zdaniem, nieudający nikogo innego niż jest, mężczyzna.
W okularach, z dobrze posrebrzoną fryzurą, ubrany w sweter.
Przedstawiliśmy się oficjalnie, przywitaliśmy i udaliśmy do domu, bo na dworze mróz.
Jak przystało na dobrego gospodarza Wiktor już od progu, starał się bym u niego nie doznał jakiegokolwiek dyskomfortu.
Na spotkanie zostałem zaproszony, bo chciałem posłuchać SR-009 przed ewentualnym zakupem Sennheisera HE60.
Prawdę mówiąc to Wiktor od razu stwierdził, że najlepszym zakupem dla mnie będą dziewiątki Staksa.
Ja taki pewny nie byłem i nawet już po tym spotkaniu, dalej nie jestem.
Tak się złożyło nam obu, że wcześniej ustalony termin, musieliśmy przesunąć o tydzień.
Bardzo byłem ciekaw samego Wiktora, ale nie ukrywam, że przy okazji tej wizyty, poza SR-009, chciałem posłuchać pozostałych sławnych modeli, będących w jego posiadaniu.
Nie wiem dlaczego, ale byłem więcej niż pewny, że nie spotkam się z odmową. :)
Jakby nie było, niezbyt często trafia się taka okazja.
Z luźnych uwag w trakcie prowadzonej rozmowy wywnioskowałem, że w ciągu roku dochodzi od 3 do 4 takich wizyt.
Ja bym spokojnie to nazwał: "pielgrzymek do Mekki polskiego słuchawkowego audiofilizmu".
Wiktorze, nie pytałem Cię o to, ale wydaje mi się, że określenie to, nie bardzo by Ci przypadło do gustu.
I choć sam uważam, że bylem na "pielgrzymce do źródła adiofilskich doznań", to dam sobie spokój i poszukam innych, mam nadzieję, że nie gorszych określeń. :)
Zauważ, że trafność porównania jest duża, bo to i trudność spora i droga daleka.
O wyjątkowości miejsca, zdobytej wiedzy i ubogaceniu duchowym nie wspomnę... :)