Dźwięk lampowy to jest pewien typ ingerencji w sygnał, do którego nie dążę i nawet nie byłby możliwy do osiągnięcia. I nie polega on wcale ani na pięknej barwie, ani na hektarach przestrzeni, ani innych bzdetach często przypisywanych lampie jak np. większa liniowość. To się wszystko da zrobić na półprzewodnikach. Lampowość brzmienia bierze się z tego, że lampy mają luźno osadzone elektrody, stąd ich mikrofonowanie, ale gorszą rzeczą są efekty elektromechaniczne. Otóż sygnał wytwarzając zmienne pole elektrostatyczne wprawia te luźne elektrody w niewielkie przemieszczenia. Powodują one modulację sygnału z częstotliwością rezonansową takiego układu mechanicznego, a że lampy fizycznie w środku są bardzo różne, to i brzmią bardzo różnie, bo sztywność elektrod i ich zdolność do rezonowania jest różna. Zapewne w profesjonalnych wzmacniaczach studyjnych, jakie używa się do mikrofonów np. Brauner, zastosowano lampy, które się nie wcinają ze swoim akompaniamentem, no ale to nie jest na pewno mainstream lampowy.
Powyższemu zjawisku przypisałbym pewien efekt, które szczególnie łatwo daje się wychwycić na słuchawkach o dużej rozdzielczości. Otóż jest to pewna nieokreśloność położenia instrumentów w przestrzeni. Wiadomo, gdzie on jest, ale nie da się na nim ucha zawiesić. Nie jest to położenie stabilne ani mocno osadzone. Wrażenie takiego grania przez lampy miałem zarówno w torze ze wzmacniaczem lampowym i źródłem na krzemie, jak i przy lampowym źródle i półprzewodnikowym wzmocnieniu. W torach czysto tranzystorowych czegoś takiego nie uświadczyłem.
Taki sposób grania jest bardziej eteryczny i lepiej "wchłania" pewne niedostatki źródła bądź szeroko pojętego zasilania, natomiast absolutna przeźroczystość dla mnie to nie jest. Na głośnikach to nie jest łatwe do wyłapania, bo sam odsłuch nie ma charakteru tak bardzo stabilnego w kwestii przetwornik kontra ucho. Wystarczy się wiercić.
Tak więc krótko - wszystko, co mi się podoba w lampach jakoś tam udaje mi się osiągnąć, a czego nie chcę, tego nie ma. Mogę tylko podpowiedzieć, że skutecznym sposobem na obniżenie stabilności przestrzeni w urządzeniu półprzewodnikowym jest użycie małej pojemności kondensatorów w pierwszym stopniu filtracji zasilania. Sprawdzone na moim CD i wzmacniaczach. Tyle że brzmi to jak jednoznaczny bałagan i "nieobecność" muzyki.
Dodam jeszcze, że brzmienie cyfrowe nie jest dla mnie synonimem półprzewodników, ani brzmienie winylu nie jest brzmieniem lampy. To są cztery różne skojarzenia dla mnie i cztery różne zmienne, które można razem z dobrym lub złym skutkiem łączyć.