Witam,
Na wstępie wypada podziękować Maxowi za ciekawą polemikę z zacietrzewioną resztą parafii. Aliści nie mogę do końca się zgodzić z krytyczną postawą wobec osób opiewanych w michnikowym artykule. W moim odczuciu, cała ta śmietanka towarzyska z krakowskiego spędu uszatych to całkiem sensowni ludzie i osobiście nie ośmieliłbym się złego słowa o nich rzec. Zgodnie z apoftegmatem - "każdy człowiek sukcesu w jakiejś dziedzinie może być idiotą", przydaje to jego osobie tylko naturalności i autentyzmu.
Tragizm i paradoks audiofilizmu polega na tym, że w zabawę dla prezia BPHu czy Orlenu zabawia się gołodupiec, który kwartalnie wydaje na wiktuały tyle, ile audiofil wysokiego lotu na powszedni lunch w knajpce w pobliżu siedziby zarządu, którego jest nobliwym członkiem. Natomiast do ludzi kupujących kable, nawet takie dościenne za milion euro nie mam najmniejszych zastrzeżeń, ba, ja ich bardzo cenię, że doszli do poziomu, na którym stać ich na 4xE = ekstrawagancję, ekscentryzm, elitarność, ekskluzywność. Parafrazując Machulskiego - "mają rozmach s...ny!" i bardzo dobrze, nie ma w tym nic złego.
Natomiast obiektywny obraz audiofilizmu to nieliczna gromadka ludzi z pułapu dolce vita i szerokie masy z pewnością niemajętnych ludzi z powszechnymi problemami ekonomicznymi kupujący zabawki adresowane do tej pierwszej grupy. I to jest miara patologii tego dziwactwa, niewiele różniąca się od alkoholizmu czy nałogowego hazardu.
Bo czyż koleś ze średnią krajową kupuje samochód Pagani albo czasomierz Lange&Sohne na raty??? Takich przypadków nie ma, z wyjątkiem audiofilów kupujących sprzęt tej klasy, co ww. dobra dokręcając sobie przy tym śrubę we wszelkich innych obszarach życia.