^clo2
Z innych wykonań Mesjasza posiadam dwa, jedno to egzotyczna ciekawostka na winylu (zespoły estońskie, wersja niemiecka), drugie to Harry Christophers z The Sixteen na Hyperionie - bardzo ładne i również godne polecenia (do tej pory mi wystarczało :), ale pod względem koncepcji całości dla mnie przegrywa z Parrottem. Słyszałem jeszcze chyba ze trzy inne nagrania (w tym McCreesha i McGegana, trzeciego nie pamiętam; na Pinnocka ani na wersję polecaną przez parmenidesa nie trafiłem), porządne, ale nie skłaniały mnie do poszukiwań; dwa razy byłem na Mesjaszu na żywo w ramach Wratislavia Cantans, ale odbiór koncertowy jako niepowtarzalny rządzi się swoimi prawami. Tutaj skusiłem się ze względu na zestaw "hurtowy" z Izraelem w Egipcie i na cenę - i nie żałuję.
Co do braku ekscytacji Parrottem, odpowiem przewrotnie - może właśnie w porównaniu z innym, bardziej ekspansywnie ekspresyjnym, zaczniesz je doceniać? :)