>> Domino, 2012-09-20 22:15:25
Ale również z perspektywy amatora zaryzykuję tezę: wszystko jedno, jakie wykonanie się wybierze :), na początek każde będzie dobre, z tych powszechnie polecanych. Dopiero jak się to skonfrontuje z innym, to można coś więcej powiedzieć. Więc chyba warto iść w stronę poznawania (najpierw) muzyki per se - szczególnie jak zauważyliśmy życie krótkie jest - a znajomość interpretacji przyjdzie sama pewnie z czasem."
Bardzo dobre i jak najbardziej słuszne podejście.
Gdybym koncentrował się na specyfice interpretacyjno - wykonawczej, piętrzyłyby mi się wydawnictwa zwiazane z pojedyńczymi utworami, a ogólny głód muzyki, który jest powodem permanentnego ssania wewnętrznego, nigdy nie zostałby zaspokojony. :)
Przyklad pierwszy z brzegu: jade sobie dzis do pracy, słucham "dwójki", a z głosników płynie ciekawa symfonika. Cholera, fajne - mysle sobie. Połączenie Sibeliusa z Rachmaninowem. Ciekawe, co to takiego. Okazuje się - V Symfonia Głazunowa... No, chętnie bym sobie kolejnego Rosjanina do kolekcji dołączył.
No właśnie, przecież mógłbym szukać jeszcze ciekawszych interpretacji bardzo mi bliskiej II Rachmaninowa, albo IV Sibeliusa. Nie, ja osobiscie wybieram nowość od Głazunowa. Bo tak wolę.
To oczywiście nie znaczy, ze nie doceniam wąskiej specjalizacji i doświadczenia kolegów, którzy jakiś konkretny wycinek muzyczny hołubią i nieustannie podlewają. Przykladem z brzegu są koledzy Elbflorenz (Bach) czy Marcoo (Bruckner). Kilkanaście wykonań danego utworu ? Żaden problem, jeśli ktoś właśnie tak lubi i takie podejście sprawia mu największą radochę.
Kiedyś w wątku o muzyce fortepianowej, napisałem, iż bliska jest mi koncepcja Toscaniniego, którego mottem wykonawczym było - grać dokładnie to, co siedzi w partyturze. Nie koloryzować, nie upiększać, nie ingerować w treść, precyzyjnie przecież w nutach podaną. Piotr Ryka, z którym wówczas polemizowałem, stwierdził, ze mozliwość poznawania subiektywizmów wykonawczych, związanych przecież, choćby z indywidualną techniką, bądź po prostu tym co odtwórcy w duszy siedzi, jest czymś niesłychanie frapującym i po prostu atrakcyjnym. Wówczas nie chciałem się z nim zgodzić, sugerując, ze ja poznaje muzykę dla treści.
Ale oczywiście nie miałem racji. To może byc zabawa i przygoda, to moze być arcyciekawe.
Kazdy meloman jednak, w pewnym sensie sam odpowiada sobie na pytanie, co go w tym muzycznym hobby bierze najbardziej - i na tym sie koncentruje.