W zasadzie nie powiedziałem o najważniejszym, o glamie.Wychowałem się na glamie. Oczywiście miałem szwedy, to takie spodnie rozszerzone od rozszerzenia :) kolorowe koszule, buty na 12 cm i takie tam, bo to było modne.
Ale słuchałem furę muzyki, bluesa, poważnej, przez operę do wygłupów symfonicznych.
Na dyskotece królował glam. Gary Glitter, Rubbets, Mad, Sweet, T.Rex. Nie kupiłem glamu, ani disco.
Uważałem to za muzyczne oszustwo. Oczywiście nie od razu, ale nie wchłonęło mnie to. Już jako doroślejszy, nie kupiłem nowej fali, tak proponowanej przez Beksińskiego.
Stare cepy czy purple stały się wtedy muzyką elitarną. A wtedy usłyszałem Laurie Anderson, poetów itp
Nie mniej, przy radiowej młócce serwującej abbę cz inne pusicaty, gdy poszedłeś na dyskotekę...
Co miałeś mówić cipie, którą chciałeś zerżnąć - że Cohen jest ciekawszy? Ona mysli, że Cohen to byk sąsiada.
A tu Barret z PF, nagrany na zetce, kłótnia Lennona z Macem, ale idziesz na dyskotekę, a tam bejbi laf itd.