>>Myślę, że poziom bzdurzenia powinien mieć jednak pewne granice. Z twojego tekstu widać wyraźnie, że nie masz pojęcia co stanowi materiał nagraniowy płyt XRCD i co one sobą pod względem brzmieniowym reprezentują.
Nie posiadam żadnych płyt tego typu z jakimiś "niszowymi" czy "śmieciowymi" wykonawcami, cokolwiek by te obraźliwe sformułowania miały oznaczać.
Cała koncepcja wydań XRCD wzięła się głównie z chęci przełożenia w możliwie najwyższej jakości na format CD starych nagrań firmy DECCA, pod koniec lat 50-tych i na początku 60-tych sporządzonych wielomikrofonową technologią sceniczną przy pomocy najwyższej klasy analogowej aparatury studyjnej. Niedorzeczny jest przy tym pogląd, że nagrania te zostały cyfrowo oczyszczone z wszelkiej ostrości, sykliwości i temu podobnych nieprzyjemnych składników. Płyty XRCD są często bardzo trudne w odbiorze, zarówno ze względu na trudny materiał muzyczny, jakim jest wielka symfonika, jak i pełną zawartość substancjalną, pozbawioną upiększającego retuszu. Względem zwykłych realizacji płyt te wyróżnia przede wszystkim większa dynamika i trójwymiarowość dźwięku oraz bogactwo treściowe, które utrudnia a nie ułatwia odbiór. Poza tym płyty te są dość - jak to się mówi - "jasne", co dodatkowo pogarsza sytuację. Na spotkaniu z Rafaellem mieliśmy okazję przekonać się, jak trudne były dla wzmacniacza Grace Design 902 i słuchawek RS-1 czy DT 990.
Kolejna sprawa to forsowanie przez ciebie jakiejś dziwacznej wizji, wedle której istnieje jakaś wiodąca grupa "normalnych" nagrań, których wyróżnikiem jest to, że ty je posiadasz oraz fakt, że są wyjątkowo ciężkie w odbiorze, co każdy producent słuchawek powinien od samego początku brać pod uwagę i sporządzając założenia konstrukcyjne jakichkolwiek słuchawek uwzględniać, że Rolandsinger ma płyty Dżemu a nie Konfitur i jeśli dane słuchawki nie będą łagodziły góry oraz podkręcały basu, to on będzie niezadowolony i takie słuchawki natychmiast zdejmie. A co mnie obchodzą pańskie skrzypce? - jak powiedział Beethoven pewnemu muzykowi, narzekającemu na trudności z odegraniem jego kompozycji. R10 były realizowane jako słuchawki potrafiące możliwie jak najwierniej przekazać muzyczną treść. Nic ich nie obchodzi, czy ktoś ma marny wzmacniacz, marne źródło, czy marną płytę. Kup sobie chłopie DT 150 i będziesz miał cacy z dżemem, a nie pluj na Pink Floyd i nie opowiadaj, że na płytach XRCD jest odfiltrowany audiofilski śmietnik, a audiofile to zboczeńcy słuchający kląskania cykad a nie muzyki.<<
Nihil novi. Oczywiście nie miałem na myśli wyłącznie masteringu XRCD, którego się waść uczepiłeś, ale OGÓLEM tzw. wydawnictwa audiofilskie. Niemal każda poważna marka audio, jak Marantz, B&W czy Linn ma swoją gałąź fonograficzną. A co tam się wydaje?
Pseudomuzykę wykonywaną przez quasi-instrumentalistów akompaniujących prawie-wokalistom z bardzo nielicznymi wyjątkami. Każdy kto kiedykolwiek był na Audio Show doskonale wie, czym zarzucone są stoły z płytami. Wyjątkiem są kolesie stojący na dole w Sobieskim, ale to są faceci prowadzący sklep płytowy, więc mają trochę więcej ciekawej muzyki. Natomiast w pokojach od lat jest to samo: śmieciowa muzyka w arcydopracowanej formie. I to właśnie takich "brzmień" słucha znaczna część audiofilów.
____________________________________
Nowe oferty słuchawkowe:
http://forum.mp3store.pl/topic/63214-sluchawki-wysokich-lotow-wyprzedaz/