>Ja generalnie lubie Grado ale cos jest z tym markertingiem i moda - ale prawda jest ze sa cholernie wymagajace wzgledem toru, tak ze nie chce mi sie w to bawic - to juz nie jest sluchanie muzyki.
Ostatnio czesto pchelki za 50zl daja mi nie mniej radosci od sluchania high-endowych sluchawek.
Wniosek jest dość prosty - owej radości dostajesz za każdym razem bardzo mało. Pora wymienić sprzęt towarzyszący, albo zadowolić się tym co jest i nie dorabiać teorii czy to jeszcze słuchanie muzyki, czy już nie. Według mnie lub np. Piotra Ryki, my się sprzętem słuchawkowym (?) zbliżamy do emocji podczas koncertu, nie oddalamy, i im bliżej tym przyjemniej. Przypomina mi się tu dowcip o biednej żydowskiej rodzinie, kiedy to mąż opowiadał żonie jaki pyszny tort jadł u hrabiny w dworku. Kazała mu załatwić przepis, no to załatwił:
6 jaj
1kg mąki tortowej
1/2kg cukru
cukier waniliowy
1/2l mleka
szczypta proszku do pieczenia.
- ubić białka
- cukier rozmieszać i utrzeć z żółtkami, dodać mąkę i mleko, rozmieszać z innymi składnikami. Piec w piekarniku 50 min.
Na to żona:
- Nie stać nas na 6 jaj, dam 2. Mąka tortowa to przesada, ale użyjemy czarnej, i też będzie OK. Cukier waniliowy to fanaberia, niepotrzebny, to samo proszek do pieczenia. Zamiast mleka może być woda. Piekarnika niestety nie mamy, ale umieszczę formę z tortem w popiele w piecu kuchennym.
Po 50 minutach żona wyjmuje wypiek i kosztuje. Po czym konstatuje:
- na tych dworach to straszne świństwa jedzą!
Podobne wnioski regularnie serwuje nam Rolandsinger.