Wiadomo, że nie chce mi się po raz n-ty rozwijać tych samych myśli, ale to w ogóle nie chodzi o prąd z elektrowni. Bardziej o to, że kabel zasilający w zależności od geometrii staje się filtrem pasywnym, a na sieć energetyczną począwszy od gniazdka w ścianie, można patrzeć jak na ogromniastą antenę, która zbiera przeróżne g. Zwłaszcza 4G i wkrótce 5G. Dolicz Wi-Fi, Bluetooth czy co tam jeszcze w domu śmieci eter.
Dorabianie na siłę teorii do metra cudownego kabla.
Po pierwsze elektrownia wytwarza energię elektryczną a nie prąd, ten dopiero płynie jeżeli do gniazda podłączymy odbiornik energii elektrycznej.
O jakiej geometrii jest mowa w przewodzie? Jakikolwiek sens ma założenie na kabel ferrytu lub nawinięcie 2-3 zwoi na pierścień ferrytowy. Nie będę się rozpisywał o tym jaki to ma być ferryt. Pierwszy lepszy nie koniecznie spełni swoje zadanie.
Ogromniaste anteny to są na niskie częstotliwości a nie na 4 czy 5G. Decyduje długość fali. Podłącz sobie telefon do gniazda (wyłącz najpierw napięcie) i spróbuj się gdzieś dodzwonić :-)
Poza tym anteny są strojone i mają zysk energetyczny w dB a przypadkowy odcinek miedzianego drutu w ścianie raczej nie spełni wymogów anteny.
Wi Fi, Bluetooth to też bardzo wysokie częstotliwości leżące daleko od zakresu audio, i żadne harmoniczne im nie zaszkodzą.
Tak że totalna bzdura że metr kabla sieciowego zdziała cuda, no chyba że ma puryfikator kwantowy :-))))))