Ja jednak powtórzę to, co pisałem parokrotnie. SR325i dobrze napędzone grają gęsto, a nie jazgotliwie, a barwę mają "bez dodatku cukru". Jest pięknie gdy jest pięknie, a normalnie jest normalnie. Kiedy usłyszałem pierwszy raz prawie całkiem surowe PS1000 to pomyślałem sobie, że powinny się raczej nazywać PS325. Takie podrasowane i uładzone SR325i z nich były.
Nie znam brzmienia Marshalla, a przynajmniej nie kojarzę i nie pamiętam, ale pamiętam brzmienie Fendera "prosto z pieca". Gdybym miał wypisać słuchawki, których słuchałem, w kolejności od odtwarzających ten dźwięk najwierniej, to pierwsze byłyby Grado PS1000, a drugie Ultrasone Edition 8. Nie wiem jaka jest grubość kreski w każdym z obydwu przypadków, ale tak to odbieram.
Co do koncertów rockowych - ja kiedyś po takim g. słyszałem przez dwa dni, potem co nieco, czwartego dnia znowu wszystko. Na koncercie był przesterowany łomot podlany bezbarwnym jazgotem. Pan przy konsoli tradycyjnie podciągnął dwa pierwsze słupki equalizera na maksa, co widziałem, bo przez część koncertu stałem obok budki realizatora technicznego i konsolę wraz ze wskaźnikami było widać. Porażka.
Dużo lepiej brzmiały koncerty na małych scenach plenerowych, gdzie zdziwiło mnie, że tak dobrze może zagrać estrada. Organy elektryczne i gitary brzmiały bardzo bogato i czysto pod względem barw, gitara cięła, że nawet nie każdy model Grado tak potrafi, a studyjne monitory dobrej klasy to i owszem. Tu też był pan realizator i co chwila coś tam pokręcał, ale on słuchał głównie uszami koncertu, a nie siedział w pancernych słuchawkach.
W każdym razie ten kreowany na bieżąco realizm nie przemawia do mnie jako wzorzec czegokolwiek. Najlepiej brzmi klasyka nienagłaśniana. Dlatego, że orkiestra plus ewentualnie głosy ludzkie to najbardziej złożone i najprzyjemniejsze w odbiorze sygnały akustyczne. Niestety też najtrudniejsza do przeniesienia przez sprzęt elektroakustyczny w tej swojej złożoności i rozpiętości dynamicznej.