.. zmieniając temat na słuchawki
:-)
W konwencji ostatniej recenzji Piotra Ryki i ja dodam swoje trzy grosze, precyzyjniej trzy jeny. Rzecz będzie o japońskich Staxach. Spróbuję przedstawić trzy referencyjne modele: Stax Omega II, Stax Omega MK2 i Stax SR 4070. Wieczór umilali: Diana Krall, Sade, Mark Knopfler, Nat King Cole, na trąbce przygrywał Miles Davis, na fortepianie Keith Jarrett, nie zabrakło przyjaciół Cohena .
Wzmacniacze: lampowy SRM-007 tII oraz tranzystorowy SRM-727 II. Źródła sygnału: odtwarzacz CD, gramofon i analogowy tuner FM.
Stax Omega II - aluminium w kolorze szampańskim, reszta czarna. Szczegół dość istotny, bo oznacza zmianę mniej więcej w połowie produkcji tego modelu. Pierwsza seria Omegi II była w kolorze złoto-brązowym i nawiązywała do Staxa Omega, oznaczonego po prostu SR Omega. Moim zdaniem ta druga seria gra znacznie lepiej, przede wszystkim lepszym dołem. Ocena ta nie odnosi się do SR Omega, której niestety nie słyszałem, chociaż cierpliwie wyczekuję okazji zakupu w Europie.
Pytanie - jak zostały zrobione? Perfekcyjnie! Wszystkie materiały są najwyższej klasy. Nie ma do czego się przyczepić. Skóra w dotyku niezwykle delikatna, w praktyce trwała i wygodna w pielęgnacji. Aluminium doskonale obrobione, staranne wybarwienie lekko złotego koloru nie da się w normalnych okolicznościach uszkodzić. Rzeczywiście odporne na wszystko to, z czym mamy do czynienia w codziennej eksploatacji.
Komfort i wygada, a jakże ! To zdecydowanie najwygodniejsze słuchawki jakie miałem na głowie. Prostota konstrukcji sprawia, że każdy poczuje się w nich komfortowo. To ich niezwykła zaleta. Szkoda, że najnowszy model ma mniejsze nauszniki.
Brzmienie ? To prawdziwy powiew wiosny, wszystko takie świeże, pachnące, wyraźne i słoneczne. Taka szkoła dźwięku jest mi najbliższa, raczej jasna, a przy tym żadne pasmo nie dominuje. Ten model Staxa gra niezwykle przestrzennie, scena muzyczna jest wzorcowa i każdy usłyszy to coś w audio, jak 3D w wizji. Powiadają holografia, chociaż Staxy zdecydowanie grają w środku głowy, to dziwne ale ma się wrażenie de facto grania przed. Najlepiej słucha się na nich muzyki jaką prezentuje Sade, Diana Krall lub Dire Straits. Usłyszymy niemalże każdy szczegół, w niezwykłej perspektywie. Uderzenie stopy, jak mawia Majkel, zostanie na długo w pamięci. Dolne pasmo, zwłaszcza najniższy bas jest zdecydowanie swobodny, wręcz ma się wrażenie, że nic go nie powstrzymuje. Osobiście taki klubowy bas, nieco ścielący się po podłodze, bardziej mi odpowiada.
Wady ? Chyba dwie, pierwsza natury technicznej, to kabel bezpośrednio przy słuchawkach podatny na skręcanie, co może doprowadzić do uszkodzenia cienkich przewodów; druga w obszarze prezentacji wokalisty. Otóż ta przestrzenność trochę rozprasza skupienie słuchacza na wokalu, okazuje się, że da się to zrobić lepiej w modelu MK2, tylko jakim kosztem.
Stax Omega II MK 2 - czarne, wszystko jest w nich czarne, jedynie za czarną siatką widać złote mocowanie membran. Oczywiście wszystkie elementy z najlepszych materiałów. Nie wiem czy to kwestia mody dzisiejszych czasów, trendu, potrzeb klientów, ale ten złoto-szampański design podoba mi się znacznie bardziej. Nauszniki są zdecydowanie mniej wygodne, trudno to sparametryzować. Według mnie zrobili je mniejsze. Wielkich uszu nie mam, a czuję się nieco "ciasno". Tu się konstruktorzy zapatrzyli chyba na swoich, a nie na rosłych, z reszty świata. Niestety skóra już nie tak luksusowa, jak w poprzednim modelu. Bardziej praktyczna, fakt.
Brzmienie jest też ciemne. Stax MK2 przedstawia muzykę inaczej od Omegi II. To co słychać od razu:
-grają głośniej, bardziej dynamicznie, w praktyce taka dobra kreska na skali wzmacniacza
-scena jest mniejsza, dźwięk bardziej gęsty
-bas nieznacznie polepszony i jak to powiadają, lepiej kontrolowany, szybszy i bardziej punktowy
-górne pasmo jakby za kotarą, daje to wrażenie mniejszej szczegółowości przekazu, tu ciągle mam wątpliwość co konstruktor miał na myśli taką prezentacją.
Ten ostatni aspekt doskonale usłyszymy w Private Investigations Dire Straits, ok. 2:50 i 4:30. Nie jest tak, że gubią się detale. Jednak ma się wrażenie, że muzyczna scena tego specyficznego spektaklu, jest mniej wyraźna. Jakby mniej tych kroków, mniejszy kot gdzieś w dali miauczy, a i stłuczonego szkła rozsypało się mniej.
Czy to są wady ? Nie. W moim przekonaniu tak zaprojektowany dźwięk jest wręcz idealny do słuchania wokali lub małych składów jazzowych. Jeszcze nigdy nie słyszałem tak pięknego brzmienia fortepianu. Koncertu w Kolonii Keitha Jarretta można słuchać godzinami. Pozwalają w idealnej harmonii z tłem, skupić się na głosie solisty. Przekonany jestem, że słuchając czarnych płyt z nagraniami Nat King Cola, niejeden z Kolegów poprosiłby o bis.
Chyba o to chodziło inżynierom Staxa, bo nie wierzę, że to przypadek. To są słuchawki raczej zorientowane na relaks. Ich klimat porównałby do atmosfery staro-wiedeńskiej kawiarni, aromatyczna kawa, miła rozmowa, wygodny fotel, itp. W kolorowej, głośniej sali dyskoteki, nic po nich. Niestety. Zatem, to nie są słuchawki uniwersalne. Osobiście nad tym nie ubolewam, mając to szczęście słuchania na przemian innych modeli Stax. Jednocześnie rozumiem, że nie każdy będzie miał taką sposobność, dlatego istotne jest aby dobrać model Staxa z uwzględnieniem własnych preferencji i reszty systemu.
Stax SR 4070 zamknięte, solidne słuchawki. Wysokogatunkowe tworzywo, połączone z aluminium i skórą. W każdym detalu widać, że zrobione z myślą o wielogodzinnej eksploatacji. Często w posiadaniu profesjonalistów. Idealne w przypadku konieczności odizolowania się od otoczenia. Jedyne w ofercie Stax tak przyjazne dla domowników. Jeden z szanownych Kolegów zasugerował, że można położyć się w nich do łóżka i nie przeszkadzając innym, słuchać muzyki. Oj nie, takie to one bezgłośne nie są. Wbrew sugestiom Kolegi, namawiam aby nie rozkoszować się w łóżku Staxami. Są jeszcze przyjemniejsze rzeczy od słuchania . ;-)
Ale do rzeczy.
W największym uogólnieniu powiem, że grają dźwiękiem Omegi. Ale nie tak samo. W aspekcie sceny i przestrzenności są pomiędzy Omegą II i Omegą II MK2. Bardzo przypominają AKG K 1000, takim parakolumnowym sposobem przekazu. Daleko przed głową. W tym obszarze są wybitne. W mojej ocenie nie mają takiej barwy dźwięku jak obie Omegi. Nie to, że brak im czegoś konkretnego, bo właściwie wszystko w dźwięku jest na swoim miejscu. Jednak brak im tej magii do której przyzwyczaiły obie Omegi. Upieram się przy tym, ponieważ nie tylko poprawność tych powyższych parametrów wpływa na to czy polubimy dany model, czy nie. Uznałbym je za bardzo uniwersalne, świetnie słucha się na nich radia, mptrójek, ale i nie gorzej brzmią winyle i CD. Właściwie nic nie przeszkadza w słuchaniu zupełnie różnych gatunków. Dodam jeszcze, że efekt stereofonii jest tu jakby ponadstandardowy. Więcej dzieje się między kanałami. Jednak to w dalszym ciągu za mało aby pokonać Omegi.
Jak podsumować i wskazać zwycięzcę. Nie jest to proste. Chociaż z drugiej strony wiem, że trzecie miejsce przypadnie SR-4070. Obie Omegi zasługują na najwyższe podium. Zdając sobie sprawę, z własnej wiedzy, raczej jednak amatorskiej, uchylę się od jednoznacznej odpowiedzi które są lepsze. Nasuwa mi się jeszcze takie spostrzeżenie, mieć jedne lub drugie, też niedobrze. Mielibyśmy wówczas, pewien rodzaj audiofilskiego niedosytu. Nic innego nie pozostaje, jak przygotować miejsce dla Omegi II I MK2!
:-)
Najlepsze brzmienie, oczywiście to moja ocena, było w takiej konfiguracji:
SR-007 Omega II zdecydowanie ze wzmacniaczem lampowym SRM-007 tII
SR-007 Omega II MK2 porównywalnie lampa i tranzystor, z minimalnym wskazaniem na tranzystor.
SR-4070 zdecydowanie ze wzmacniaczem tranzystorowym SRM-727 II
Z poważaniem
Wiktor