To wszystko było tak z pamięci, nie zakładając właściwie LCD-3 na głowę.
Postanowiłem zdjąć Sony z głowy i posłuchać tego samego na LCD-3.
Chcę sprawdzić jak to, co napisałem do tej pory, broni się w bezpośrednim porównaniu.
Okazuje się, że gra LCD-3 wysubtelniała mi w tzw. "między czasie" wraz z godzinami grania.
Nie ma już tak dużej różnicy jak mi się wydawało i jak zostało to zapisane w mojej pamięci.
Różnice są mniejsze, ale wszystko, co napisałem wyżej jest aktualne.
Audeze grają bardzo bliską i wąską sceną.
Po MDR-CD3000, wydaje się, jakby wszystko stało i grało w jednej linii.
Jakby brak było poszczególnych planów, albo odległość między nimi była bardzo mała.
Jacinata właściwie siedzi mi na głowie. Czuje się brak oddechu, brak perspektywy.
Brak też możliwości wyłapania, niczym z mroku reflektorem punktowym, np. jednego instrumentu.
Jest tylko cały utwór. Nie ma możliwości rozebrania tego na detale, jak w Sony.
Bas w LCD-3 jest jakby z taką delikatną chrypką.
Nie wiem jak to inaczej określić. Miękki nalot?.
Przykrywa szmer szczotek, które bez problemu słychać na CD3000.
Na Sony MDR-CD3000, w porównaniu do LCD-3, czuje się od pierwszego momentu, ogólne większe bogactwo.
Dużo więcej barw, smaczków, niuansów, przestrzeni i powietrza.
Dźwięk ma swoja głębokość i zmieniającą się w czasie siłę, barwę i objętość.
Na koniec jeszcze dodam, że mam na MDR-CD3000 to, czego brakuje mi w Staksach SR-007MK1.
Jest wyrazistość i dociążenie dźwięku na dole, przy porównywalnie dobrej górze oraz ogólnej lekkości i finezji grania.
Szybkość grania bardzo podobna a ilość szczegółów, chyba nawet większa w wydaniu Sony MDR-CD3000.
Teraz zrozumiałym staje się moje zadowolenie z nowego nabytku.
Całkiem poważnie zastanawiam się nad określeniem "mój zachwyt" i to już bez żadnego cudzysłowu.
:-)