Drugi link jest jedyny, ale za to bardzo wart obejrzenia. To pierwsze to retoryczna abnegacja fizyki kabli podparta mocno niekompletną teorią.
Wczoraj dobierałem optymalną wartość dławików do nowego wzmacniacza za pomocą Beyerdynamików T1. Efekt mnie bardzo zaskoczył. Wcześniej właśnie robiłem sobie test szybkiego zwierania i rozwierania dławików w trakcie słuchania, co by się upewnić, czy ich wpływ to nie placebo. Bezwzględnie nie. Wpiąłem więc takie o niższej indukcyjności zobaczyć, czy dają radę, czy już się zrobi bałagan? Nie zrobił się, a słuchawki się otwarły przestrzennie i zaczęły wyczyniać cuda za pomocą dźwięków. Nie zdawałem sobie do tej pory sprawy, że sygnał stereo może być tak przestrzenny w naturze samych dźwięków i ich rozlokowaniu. Nie ma już mowy o jakichkolwiek przewagach lub równowagach między Teslą T1 a HD565 lub HD650. Wrażenie lewitacji pojawiające się w dobrze zgranych z GS1000 systemach pojawiło się i tutaj, ale w nieco innej formie. Nie ma uczucia bezkresnego rozciągnięcia w pionie, ale jest wrażenie jakby swoboda dryfowania ciała występowała także w osiach poziomych. Mamy więc co najmniej nie gorszą holografię dźwięków od PS1000, a do tego wariacje błędnika, które wywołały do tej pory u mnie Grado GS1000 i nieco słabiej AKG K 701, a PS1000 nie.
Metallica i Faith No More zagrały genialnie, nie ma mowy o pluszu, domykaniu przestrzeni czy budowaniu własnej akustyki. Beyerdynamic raczej nie wypuści modelu otwartego. ;)
Czekam z niecierpliwością na powrót PS1000, ale gdybym ich nie miał na stanie, to bym brał Beyery - to chyba trochę więcej za na pewno trochę mniej.
I tak to się sprawdza po raz kolejny zasada, że bez kilkudniowych ćwiczeń ze sprzętem we własnym domu nie ma sensu wydawanie autorytatywnych opinii. Do pojutrza można się ze mną umówić w Krakowie na posłuchanie prototypowego systemu i T1 w niego wpiętych.