Wracając do Hatfields & McCoys - ilez można jeszcze wydobyć z westernu...
Taplający się w błocie Costner, grający oszczędnie, ale na najwyższym timbre, oszalały Paxton (chyba najczęściej obsadzany dzisiaj w Westernie i Wojnie Secesyjnej aktor). Kostner po knotach typu "Wodny Świat", jest coraz lepszy.
Jako stary wyznawca westernu, a obejrzałem ok. 300 filmów z gatunku, byłem pod wrażeniem. Po prostu uczta.
John Wayne, świeć Panie nad jego piękną, prawicową duszą:) byłby zachwycony.
Takiej kumulacji brudu, tragedii i zła nie widziałem już dawno, chyba od czasu Unvorgiven z Eastwoodem i Hackmanem.
W dodatku w 3 częściach.
A i zapomniałbym - rolę Jima Vanse\'a, wuja Costnera gra Tom Berenger - Jon Voight musiał zrezygnować, ze względu na wcześniejsze zobowiązania kontraktowe.
Klasa zobowiązuje. Mistrzostwo aktorskie łączy sie ze scenariuszem i doskonałą muzyką.
No i jeszcze link
http://en.wikipedia.org/wiki/Hatfield–McCoy_feud
Co tam Hobbity i Pokłosia - stary dobry western rządzi, Panowie, i będzie rządził jeszcze długo. dzięki Bogu.
Dobre, męskie kino.