Dzięki uprzejmości mojego znajomego mam okazję testować szczytowy komplet kabli MonsterCable M Sigma 2.
Na komplet Monstera składając się głośnikowce (2x3m) oraz (50 cm) niezbalansowane interkonekty. Kable są dość leciwe (20-25 lat) ale dzięki pedantycznemu podejściu mojego znajomego do sprzętu i akcesoriów audio, wyglądają prawie jak nowe.
Kabelki dotarły do mnie zapakowane w szpanerską, czarną walizę, która automatycznie zwiększa wartość postrzeganą tego, co jest w środku :-)
Same kabelki robią wrażenie. Od razu widać, że to nie kable do wzmacniaczyka typu "pitu-pitu" tylko np. do reaktora jądrowego na lotniskowcu U.S.S. Nimitz ;-)
Pierwsze co należy zrobić po otwarciu walizy to ...przyklęknąć na prawe kolano i szepnąć cichutko pod nosem "o ja pie.....". ;-)
Głośnikowce, jak przystało na szczytowe kable audio, są grube jak wąż ogrodowy. :D
Z jednej strony, są zakończone małymi, pojedynczymi widełkami, tak aby pasowały pod delikatne trzpienie terminali w końcówkach mocy Krell-a, serii FPB. Trzpienie w Krellu mają stosunkowo małą średnicę ale za to są fajnie zakończone wygodnymi pokrętłami podobnymi do pokręteł w starych kranach. Dedykowane do Krell-a widełki niestety nie pasowały do mojego wzmacniacza. Dlatego też musiałem zastosować przejściówki " widełki na banana". Drugi koniec kabla to różnej grubości przewody do podłączenia bi-wiring, również zakończone widełkami.
Kabel głośnikowy Monster Sigma jest bardzo sztywny. Bardzo trudno go odpowiednio ułożyć i optymalnie wygiąć. Do tego, głośnikowiec Monstera jest po prostu ciężki. Ogólnie, kabel trochę przypomina grube i toporne kable elektryczne 220 V, przeznaczone do przesyłu prądu na zewnątrz, pod ziemią. Gdyby nie audiofilski oplot to ....kto wie...... :-)
Kierunkowe IC (oznaczone strzałkami) są tylko trochę bardziej subtelne od głośnikowców. Oczywiście nie są tak ciężkie jak głośnikowce ale są również bardzo sztywne. IC są zakończone ślicznymi, charakterystycznymi dla Monstera, wtykami typu "turbinka".
Turbinki są bardzo ciasne, co z jednej strony przeszkadza podczas testów a z drugiej daje bardzo pewne połączenie elektryczne.
Do testowania wykorzystałem mój system czyli komputer z plikami 16/44 i 24/96 do którego podłączony jest Benchmark DAC-1PRE, hybrydowy wzmacniacz-grobowiec (opisywany wcześniej) oraz FOCAL C800 czyli JMLab Antea (polikwelar+tioxid) w postaci kitu do samodzielnego złożenia.
Do tej pory, jako IC grał u mnie srebrny, bardzo krótki (10 cm), kabelek zrobiony przez konstruktora mojego wzmacniacza.
Różne konstrukcje były już wpinane w jego miejsce i jakoś nie dały mu rady.
Jako głośnikowce mam zainstalowane podwójne, starsze kable QED - Profile 4x4, które od lat dobrze bronią się w moim systemie przed droższą i bardziej znaną konkurencją. Nie jest to może I liga kabelków ale to dobre i uniwersalne druty.
W pierwszym kroku zastąpiłem wszystkie moje kabelki topowym kompletem Monstera. Podgrzałem chwilę wzmacniacz, odpaliłem player i.........du..a. :-(
Na moje Focale ktoś zarzucił chyba delikatny koc. Bas rozwalił się niczym stare kalesony - bez kontroli i wypełnienia :-)
Wysokie zostały stępione i całość najnormalniej w świecie... siadła. To co się poprawiło to wokale, które stały się bardziej naturalne i gładkie. Prawie totalna porażka.
Wiedziony moją kobiecą intuicją ;-) pierwszy ruch jaki zrobiłem to wymiana IC Monstera na moje 10 cm srebrne druciki "by konstruktor wzmacniacza"
Po tej wymianie........ zagrało. Zagrało i to bardzo dobrze. Znacznie, znacznie lepiej niż mój zestaw okablowany moim QED-em.
Dźwięk poprawił się w praktycznie we wszystkich aspektach. Zaczęło grać naturalnie, z werwą, z jajem, efektownie ale nie męcząco.
Bardziej plastyczny, zróżnicowany barwowo, naturalny dźwięk. Więcej informacji ale bez śladów delikatnej szklistości QED-a. Z dobrze wypełnionym i nisko schodzącym basem. Co jest ciekawe to to, że kabel Monstera podkreślił drugi plan. Dźwięki stanowiące zazwyczaj prawie niesłyszalne tło muzyczne stały się znacznie bardziej zauważalne. Zaryzykuję oklepane do mdłości stwierdzenie, że "system zagrał o klasę lepiej" :-)
Jak widać topowy IC Monstera zupełnie nie wpasował się w mój system. Poległ nie tylko w porównaniu z moim kablem klasy "DIY" ale również ze znacznie tańszym od siebie Monsterem M1000, którego testowałem jakiś czas temu. Głośnikowe Monster Cable Sigma M2 w odróżnieniu od IC "zagrały" w moim systemem wyśmienicie. Są świetne, zarówno dźwiękowo jak i optycznie :-)
A teraz wiem, że kilka osób będzie pisać, że "nie może to być !!!" "wydawało ci się!!!", "kable nie grają!!!", "bzdury opowiadasz" itp.
Co mogę im odpowiedzieć ? .......A figa ! Nic nie odpowiem, tylko pokażę .....język ...jak dzieciak w przedszkolu ;-)
PS. Tradycyjnie przepraszam za styl, byki i literówki.