Jakby tu zacząć?
Może najlepiej będzie, jak zacznę od początku. :)
Jeden z moich kolegów audiofilów, chyba mający już dosyć mojego "przynudzania", jak to mi teraz wspaniale grają SR-007MK1, w rewanżu, napisał do mnie coś takiego.
Nie cytuję słowo w słowo, ale moim zdaniem cudzysłów jest tu wymagany. :-)
"Ja, spędzam teraz dużo czasu z K1000 i jestem oczarowany ich graniem po raz kolejny.
Scenę mają lepsza od 009 i w tej kwestii mogą rywalizować, nawet z Orfeuszem. Natomiast SR-009, już nie.
Dla odmiany, w innej kwestii, 009 dorównują Orfeuszowi, a K1000 pozostają w tyle.
Mają jednak K1000 coś takiego, czego nie mają absolutnie żadne inne słuchawki.
Ta realność, szorstkość... Ciężko to nawet opisać.
Na 009 bas schodzi głębiej niż na K1000.
A na Orfeuszu, jeszcze głębiej i jeszcze niżej. :-)
K1000, mają u mnie bardzo podobną silę uderzenia basu, co dziewiątki i Orfeusz.
Wydaje mi się, że poniekąd, jest to spowodowane odpowiednio mocnym "zasileniem" AKG K1000, (niemal czuję te Waty, gdy podgłoszę muzykę), oraz (biorąc pod uwagę Wasze ostatnie doniesienia), być może niedostatecznym wysterowaniem moich elektrostatów.
Gdy znajdę kiedyś odpowiednią końcówkę mocy, to spodziewam się, że moje elektrostaty wybuchną dźwiękiem, jak Twoje MK1.
Tak na koniec.
Jak już myślisz, że wszystko słyszałeś, masz co trzeba, wszystko wiesz, to pojawiają się takie wieści, że znowu zaczyna się robić ciekawie i intrygująco.
Za to, kocham tę pasję! :-)"
A później, jeszcze dobijające...
"
Ach, jak te K1000 grają, no żyć się chce...
:-)
"
Chyba nikogo nie zaskoczę tym, że ten kolega to "Brodacz" oraz, że siedzę teraz z AKG K1000 na głowie.
Słucham sobie utworu "In The Middle Of It All" z płyty Irmy Thomas - "After The Rain" i powtórzę za kolegą.
No, chce się żyć! :-)
Korzystając z licentia poetica.
Kiedy SR-007MK1 zagrały wreszcie tak, że myśli się, iż lepiej już nie można...
To zakłada się na głowę takie AKG K1000 i choć jest inaczej, to stopień zasłuchania podobny i przyjemność nie mniejsza.
I na nowo, odkrywa się tę ich fascynującą prezentację.
Gdy słucha się Frankie Goes To Hollywood - "Rage Hard The Sonic Collection", można zamykając oczy i wpaść w lekki stan nieważkości.
Ta przestrzeń hen po horyzont, potrafi oczarować i wciągnąć.
Mam nadzieję, że kolega nie obrazi się rozpoznając swój tekst. :-)
W poczuciu bezradności, pożyczyłem go sobie.
Bo jak tu lepiej wyrazić i przekazać radość, jaką potrafi dać to hobby?