Poruszający się w polu magnetycznym element „armature/reed” wprawia w drżenie znajdującą się powyżej miniaturową membranę, która wytwarza falę akustyczną wydostającą się z drivera przez niewielki otwór. Tak wysoki stopień miniaturyzacji z jednej strony sprawia, że wszystkie elementy aktywne są niezwykle podatne na każdy, nawet najdelikatniejszy sygnał, z drugiej zaś strony miniaturowa membrana oraz element drgający dysponują zbyt małą powierzchnią aby utrzymać tak wysoką skuteczność dla fal akustycznych o różnych częstotliwościach odtwarzanych w tym samym czasie. Driver dynamiczny dysponując znacznie większa powierzchnią membrany oraz jej nieregularnym kształtem znacznie lepiej radzi sobie w szerokim paśmie częstotliwościowym. Każdy kto pamięta legendarne już monitory Westone UM1 wie, że jednoprzetwornikowe IEM świetnie radzą sobie z częstotliwościami, których jest „objętościowo” najwięcej w nagraniach, a więc przełom średnich i wysokich tonów. Niższe i wyższe częstotliwości są w tym wypadku odtwarzane z wielokrotnie niższą wiernością. Z czasem zaistnienie technologii armaturowej na rynku profesjonalnym spowodowało jej niezwykle dynamiczny rozwój na przestrzeni ostatnich 15-20 lat. Rozmiar pojedynczego przetwornika pozwala na umieszczenie w obudowie słuchawki wielu driverów wraz z adekwatną zwrotnicą dzielącą pasmo. Każdy z przetworników pracując na wąskim zakresie pasma przenoszenia jest w stanie osiągnąć parametry pracy będące daleko poza zasięgiem nawet najlepszych przetworników dynamicznych. Jednak tutaj dochodzimy do kolejnego problemu. Na niskich częstotliwościach przetworniki armaturowe generują rezonanse, które negatywnie wpływają stabilność ich pracy. Ponadto pojawia się problem z uzyskaniem adekwatnego ciśnienia akustycznego, które wygenerowane przez tak niewielkie źródło jest po przeważnie zbyt słabe. Z rezonansami próbowała sobie poradzić firma Shure w uniwersalnym modelu monitorów SE530 łącząc ze sobą dwa przetworniki niskotonowe pracujące w przeciwfazie. O ile takie połączenie przynajmniej teoretycznie niwelowało rezonanse, to w praktyce zniekształceniu ulegała również część pasma odtwarzanego, na której pracowały. Sytuacja wygląda całkowicie odmiennie w przypadku monitorów typu custom. Odlana indywidualnie obudowa i zatopione w niej drivery po pierwsze nie mają możliwości wpadania w niepożądane drgania, po drugie zapewnienie idealnej izolacji utrzymuje równomierne ciśnienie akustyczne na całym paśmie przenoszenia. Jednak zamówienie monitorów typu custom wiąże się z dość wysokim kosztem (współczesne wielodrożne konstrukcje to półka cenowa rzędu 20tys zł). Nie ma też możliwości sprawdzenia jak dany model zabrzmi, zanim nie zostanie zrealizowane zamówienie, zaś ewentualna późniejsza odsprzedaż wiąże się z dużą stratą. Od jakiegoś czasu na rynku coraz bardziej popularne stają się słuchawki typu hybrid, gdzie przetwornikiem niskotonowym jest driver dynamiczny, zaś resztę pasma obsługują drivery armaturowe, których w zależności od producenta i modelu może być nawet kilkanaście. Niewielki przetwornik dynamiczny pracujący na wąskim zakresie pasma jest w stanie odtworzyć sygnał akustyczny z wiernością dorównującą przetwornikom armaturowym, a ponadto przy zapewnieniu odpowiedniej izolacji energia reprodukcji niskich tonów nie będzie w niczym ustępowała reszcie pasma. Oczywiście łączna ilość przetworników nie idzie w parze z podziałem pasma przez zastosowane zwrotnice. Bardzo często łączy się identyczne drivery w pary aby uzyskać wzmocnienie sygnału na danej części pasma. Jest to najprostszy i najefektywniejszy sposób strojenia, aby całość grała na równym poziomie. Dlaczego jednak chińscy producenci oferują ceny wielokrotnie niższe niż porównywalne konstrukcje producentów europejskich i amerykańskich? Na ile mi wiadomo ceny samych przetworników armaturowych są dosyć niskie, jednak minimalne zamówienie to od kilkuset do kilku tysięcy sztuk. Tak więc stworzenie projektu wielodrożnego wiąże się z zamówieniem „w ciemno” co najmniej kilku wersji driverów zanim producent dobierze je w kompletne sety. Jeżeli chiński producent posiada dostęp do fabryk i jest w stanie uzyskać próbki, wówczas lwia część kosztów R&D zostanie zniwelowana. O ile ktoś wie jak umiejętnie dobrać drivery aby uzyskać maksymalnie wierną reprodukcję dźwięku – słuchawki może sprzedawać po cenie niewiele wyższej od kosztów wykorzystanych elementów, a efekt soniczny będzie kształtował się na poziomie konstrukcji nieporównywalnie droższych.
Wróćmy na chwilę do Grado RS1
Rynek słuchawek dynamicznych w pewnym momencie wyraźnie zmienił swój kierunek kładąc wyraźny nacisk na produkcję przetworników niskoohmowych, aby uzyskać jak najwyższą skuteczność. Teoretycznie słuchawki niskoohmowe będąc bardziej wrażliwe na sygnał nie powinny do prawidłowego wysterowania wymagać dużej mocy wzmacniacza. Nic bardziej mylnego. Dzieje się tak tylko w wypadku bardzo efektywnych membran np. z biocelulozy (CAL!), ale Grdao RS1 to już zupełnie inna bajka. Driver 32 Ohm faktycznie pozwala na uzyskanie dużej głośności już ze stosunkowo niewielkiej mocy wyjściowej. Jednak podłączone do „elektrowni” o potędze sięgającej zawrotnych 300 mW na kanał słuchawki te przeważnie grają jakby wysokie tony miały podbite do granic absurdu. Dlaczego tak się dzieje? Otóż fala o częstotliwości 10 kHz wymusza ruch membrany dokładnie 100 razy częściej niż fala o częstotliwości 100 Hz. Jeżeli obydwie fale są odtwarzane jednocześnie to w czasie jednej sekundy dźwięk o wyższej częstotliwości skonsumuje całą dostępną moc wzmacniacza ze 100-krotnie większą skutecznością niż dźwięk o częstotliwości niższej. W praktyce jeśli w nagraniu pojawia się jednoczesne uderzenie stopy perkusyjnej oraz hi-hata, a wzmacniacz nie dysponuje odpowiednim zapasem mocy aby wykorzystać w pełni potencjał dynamiczny drivera to hi-hat będzie znacznie głośniejszy od uderzenia stopy, nawet jeśli wykres pasma przenoszenia słuchawek byłby płaski jak deska. Dlatego też sygnał testowy, a grająca i „pulsująca” muzyka to dwa zupełnie inne światy. Rozpatrując dalej nasz przykład, w typowym nagraniu rockowym, gdzie oprócz uderzenia stopy i hi-hata słuchawki muszą uporać się z prawdziwą lawiną pojawiających się i zanikających fal akustycznych o bardzo agresywnych czasach narastania, często dochodzi do sytuacji, w której stopa perkusyjna staje się zupełnie niesłyszalna. Cała dostępna energia jest skonsumowana przez wyższe tony, zaś basowa część pasma staje się jakby przeźroczysta/transparentna, ponieważ driver nie jest w stanie wytworzyć stosownego ciśnienia akustycznego dla uderzeń o niskich częstotliwościach, których czas wybrzmiewania jest również znacznie krótszy niż np. talerzy perkusyjnych. Z drugiej natomiast strony mamy fenomen firmowego wzmacniacza Grado RA1, który dysponował tak niewielką mocą, że nawet wysokie tony nie były w stanie rozwinąć skrzydeł. Taki układ powodował, że słuchawki osiągały brzmienie równe i przyjemne aczkolwiek o niezbyt wysokiej czytelności. Podsumowując - nie widzę innej możliwości jak tryb symetryczny z mocą liczoną w całych watach aby wydobyć potencjał ukryty w Grado RS1. Najnowszej wersji nie słuchałem, jednak z pewnych względów za najbardziej udane uważam te starsze, a jednocześnie trudne dla wielu wzmacniaczy egzemplarze. Mimo wszystko, nawet po zapewnieniu im wystarczających warunków do swobodnej pracy ich szybkość i przejrzystość blednie w bezpośrednim porównaniu do KZ ZS10 PRO X.
W jaki sposób Dawid pokonał Goliata?
Powyżej pewnego poziomu jakościowego trafny opis brzmienia staje się niezwykle trudny. Łatwiej jest uchwycić różnice jeśli dotyczą one jedynie sposobu prezentacji, jednak w tym wypadku odmienność prezentacji idzie w parze z różnym zakresem możliwości technicznych. Uwzględniając efekt całościowy można wykazać jako lepsze zarówno Grado RS1 lub monitory. Jestem w 100% przekonany, że dla wielu osób bardziej spodobał by się dźwięk moich RS1 i wcale mnie to nie zdziwi. Grado to słuchawki typowo muzyczne/audiofilskie i w tej kategorii są niemalże niedoścignione. KZ natomiast są typowymi słuchawkami profesjonalnymi – analitycznymi. Pierwszą podstawową cechą monitorów jest całkowity brak przestrzeni. Słuchawki dokanałowe z uwagi na swoją konstrukcję, sposób podania dźwięku w bezpośrednim sąsiedztwie narządu słuchu oraz izolację od otoczenia są przykładem reprodukcji dźwięku o całkowitej neutralności przestrzennej. To co odbieramy jako pozorną lokalizację źródeł dźwięku, wielkość przestrzeni, na której pojawiają się poszczególne instrumenty itd. wynika tylko i wyłącznie z danych akustycznych zawartych w nagraniu stereofonicznym, na które składają się naturalne oraz sztucznie dodane podczas realizacji pogłosy itp. Odtworzenie sygnału mono na tego typu słuchawkach spowoduje odegranie wszystkich elementów w jednym punkcie. Tak więc opisywana często różnorodność prezentacji przestrzennej poszczególnych modeli IEM jest w zasadzie zależna wyłącznie od możliwości odtworzenia bogactwa przestrzennego z nagrań przez konkretny model. Grado RS1 jak na słuchawki nauszne też mają pewne cechy neutralności przestrzennej, które zawsze ceniłem. W znakomitej większości, słuchawki nauszne poza dźwiękiem wydobywającym się z przetwornika raczą nas ogromną ilością fal odbitych od obudowy. Prostota konstrukcji Grado RS1 sprawia, że obudowa ma znikomy wręcz wpływ na dźwięk. Dlatego też w cieniu takich HD800 Grado wydają się być przestrzennie ubogie. Jednak efekt grania obudowy zawsze będzie elementem stałym, a już szczególnie w przypadku słuchawek zamkniętych i jeśli komuś zależy na wierności prezentacji to takie pozornie „prymitywne” RS1 będą zawsze bardziej zróżnicowane przestrzennie choć może nie tak efektowne. Monitory idą jeszcze dalej w tym kierunku, ponieważ w Grado nadal bardzo istotnym elementem pozostają pady, których zmiana powoduje znaczny wpływ na ostateczny efekt. Zapewniając dystans od ośrodka słuchu automatycznie oddalają każde źródło dźwięku od słuchacza, a co za tym idzie to samo wydarzenie muzyczne odbywać się będzie na nieco większym obszarze niż w monitorach ze względu na element dodany w postaci tego właśnie dystansu. Ponadto rodzaj i gęstość gąbki wpływa na absorbowanie lub wzmacnianie danych częstotliwości co bardzo istotnie wpływa na finalną charakterystykę pasma przenoszenia. Tyle odnośnie przestrzeni, zajmijmy się teraz możliwościami technicznymi bohaterów naszego porównania. Śmiem twierdzić, iż monitory KZ są od RS1 wielokrotnie bardziej precyzyjne i detaliczne, prezentują informacje zawarte w nagraniach ze studyjną wręcz precyzją podczas gry Grado gubią szczegóły na takiej zasadzie jak opis dźwięku wystrzału karabinu ginącego w tle wybrzmienia sąsiedniej ścieżki w przypadku wolniej reagującego na zmiany głośności przetwornika. Aby lepiej oddać naturę brzmienia jednych i drugich słuchawek posłużę się kolejnym hipotetycznym przykładem. Wyobraźmy sobie nagranie roju os krążących wokół mikrofonu. Na Grado RS1 można poczuć klimatyczną bliskość otaczających dźwięków, osy niemalże namacalnie będą obecne wokół, a dźwięk będzie sprawiał wrażenie wyraźnie zaakcentowanego i pozornie szczegółowego/doświetlonego. Na monitorach takie nagranie nie wywoła żadnej ekscytacji, zabrzmi naturalnie nudno, może nawet zbyt bezpośrednio ale z jedną istotną różnicą. Będę w stanie powiedzieć, że os było dokładnie 7, zaś dwie z nich miały wyraźnie większe rozmiary niż pozostałe. Kolejny przykład to uderzenie w klawisz fortepianu. Grado odegra taki zapis jako wybrzmiewający ton z towarzyszącym mu pełnym bogactwem harmonicznym. Na monitorach taki pojedynczy ton będzie pozornie mniej „dźwięczny”, jednak gdy zamknę oczy to pierwszym skojarzeniem jest widok drgającej struny, podczas gdy na RS1 samo drganie pozostaje delikatnie rozmyte nie wywołując tak realistycznego efektu. ZS10 PRO X są ponadto niezrównane w odtwarzaniu brzmienia perkusji. Każdy kto obcował z grającą na żywo perkusją w odległości zapewniającej komfort odsłuchu bez dodatkowego nagłośnienia wie, że każde uderzenie w element zestawu perkusyjnego jest nie tylko słyszalne, ale też jakby fizycznie odczuwalne przez zmysł słuchu. Dzieje się tak z uwagi na działanie naturalnego mechanizmu obronnego, który chroniąc nas przed zbyt szybkim wzrostem głośności na niebezpieczny poziom wywołuje ból. Z takim efektem działania powyższego mechanizmu mamy do czynienia w przypadku np. oddania strzału z broni palnej większego kalibru bez słuchawek zabezpieczających. Jednak jeśli wzrost głośności następuje do wartości bezpiecznych, pojawia się wrażenie pośrednie, czyli wydaje nam się jakbyśmy „czuli” fizycznie każde uderzenie perkusisty. Przykładem fenomenalnej moim zdaniem realizacji jest album Dream Theater - Falling Into Infinity. Realizatorowi udało się zachować bardzo szeroką dynamikę zestawu perkusyjnego nie zmniejszając przy tym czytelności żadnej współbrzmiącej ścieżki co zaowocowało niesamowicie realistycznym oddaniem każdego uderzenia, które można dosłownie poczuć. Jest to niezwykle trudna sztuka i monitory bardzo wdzięcznie oddają tego typu smaczki, które dla słuchawek dynamicznych są po prostu nieosiągalne. Jednak takich realizacji nie ma wiele, szczególnie jeśli ktoś gustuje w szybszych i bardziej agresywnych stylach grania. Wówczas jeśli kompresja instrumentów perkusyjnych jest zbyt niska, perkusja może dosłownie „zanikać” na większości sprzętu odtwarzającego. Doskonałym przykładem będzie tutaj album World ov Worms norweskiego zespołu Zyklon. Ten album jest bardzo wymagający dla sprzętu. Idę o zakład, że zabrzmi on co najmniej dobrze na odsłuchu, na którym materiał był miksowany i masterowany. Jednak pierwsze lepsze słuchawki sobie z nim nie poradzą. Otrzymamy ścianę dźwięku, który będzie miał niewiele wspólnego z czytelnością. Samoth i Destructhor są niczym Jimi Hendrix i Eric Clapton norweskiej sceny metalowej. Utwory są bardzo trudne do odegrania dla przeciętnego gitarzysty. Jeżeli wystarczy nam rozkoszowanie się „hałasem” to do odsłuchu albumu nie potrzeba wiele, jednak jeśli ktoś chciałby bardziej wniknąć w kunszt gry obydwu panów – tutaj mamy już poważny problem. Grado RS1 potrafiły wycisnąć z tego albumu sporo, naprawdę sporo. Mimo to perkusja zlewała się ze ścieżkami gitar elektrycznych, a gdy dochodziła dodatkowo partia wokalna to dźwięk był już na granicy czytelności. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie odpowiedź przynosi analiza na monitorach KZ. Otóż fenomenalna moim zdaniem gra Tryma Torsona to istna lawina uderzeń. Ścieżka perkusyjna na tym albumie ma zdecydowanie zbyt niską kompresję dynamiki w stosunku do pozostałych ścieżek. Gitary z efektem typu distortion mają dynamikę na poziomie bliskim 0 dB co powoduje, iż nawet delikatne muśnięcie w strunę wybrzmiewa z taką samą głośnością jak pełny akord. Wysoki zakres dynamiki ścieżki perkusyjnej skutkuje możliwością usłyszenia jedynie samych szczytów uderzeń, które bardzo szybko giną w nieustającej potędze brzmienia gitar. Grado RS1 są w stanie odtworzyć najgłośniejsze momenty uderzenia w werbel zaledwie z ułamkiem ich prawdziwej głośności, po czym brzmienie „ginie” wśród innych ścieżek. Takie niedociągnięcie skutkuje efektem „pykania” perkusji na tle wybrzmiewających gitar elektrycznych. Monitory bez większego wysiłku są w stanie odtworzyć pełne brzmienie bębnów, są wystarczająco szybkie aby złapać szczyty z maksymalna głośnością i pociągnąć ten dźwięk zanim opadnie. Ponadto samo brzmienie elementów perkusyjnych współdzieli cześć pasma, na którym wybrzmiewają niepodzielnie gitary. W kolejnym albumie – Aeon błąd ten został naprawiony i gitary miały już brzmienie zdecydowanie przesunięte w dół, zwalniając tym samym odpowiedni zakres częstotliwości dla lepszego zaakcentowania brzmienia bębnów. Jednak kompresja jest nadal zbyt niska w stosunku do sumy i w tym wypadku każdorazowe pojawianie się ścieżki wokalnej „przysłania” pełne wybrzmienie zestawu perkusyjnego. Przykładem na prawidłowo przeprowadzoną kompresję dynamiki ścieżki perkusyjnej w muzyce metalowej jest album Slayer – God Hates Us All. Nie potrzeba aparatury laboratoryjnej aby brzmienie pozostało czytelne i klarowne.
Jak te słuchawki znoszą resztę toru audiofilskiego?
Początkowo sądziłem, iż czeka mnie wymiana źródła. O ile mój DAC wyśmienicie się bronił przez długie lata pokazując wszelkim innym urządzeniom, że da się lepiej, to w tym wypadku czułem już zbliżający się zakup nowego ustrojstwa. Przetworniki armaturowe z uwagi na swoją skuteczność i dokładność bardzo nie lubią lamp, a mój DAC ma wyjście na 4 żarówkach 12AT7. Rozglądałem się już powoli za jakimś profesjonalnym interfacem Focusrite lub Motu. Jednak po dłuższym obcowaniu z playerami przenośnymi ponowny kontakt z systemem stacjonarnym spowodował efekt niezłego „WOW!”. Na początku byłem sceptyczny, pomyślałem, że to może tylko podbicie basu, zaokrąglenie dźwięku i inne lampowe sztuczki, które wyjdą po dokładniejszych porównaniach. Siadłem więc i zacząłem spokojnie porównywać DAC produkcji Cytryniarza podłączony symetrycznie z Aune S7 Pro do wyjścia Sansy Fuze i swojego drugiego DAC’a Korg DS.-DAC-100M. Okazuje się, że bas nie tylko nie traci na czytelności, na Cytryniarzu pojawiają się dodatkowe szczegóły, każde wybrzmienie jest zdecydowanie bardziej czytelne i lepiej zaakcentowane. Ponadto średnie i wysokie tony są najwyższej próby, źródła tranzystorowe w bezpośrednim porównaniu wypadają jakby „chudo”, dźwięk nie ma tak dobrze zarysowanej pozycji w przestrzeni, jest lżejszy i mniej „żywy”, pozbawiony masy. Usatysfakcjonowany wynikami porównania cieszę się, że reszta toru pozostanie bez zmian, a jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, iż konstruktor urządzenia był w stanie wydobyć lampową magię brzmienia na tak wysokim poziomie, dyskwalifikując tym samym wiernie brzmiące konwertery tranzystorowe.
Quo vadis?
Czy monitory KZ są idealne? Gdyby wszyscy mieli identyczne oczekiwania co do sposobu reprodukcji dźwięku wówczas mogłyby takimi być. Jednak nie jest to sposób grania, który zaspokoi każdy gust. Amatorska zabawa w audio nie ma nic wspólnego z zawodowym wykorzystaniem urządzeń w codziennej pracy. Tutaj liczy się przede wszystkim frajda, a nie wierność reprodukcji. Ponadto wielu audio maniaków gustuje tylko w określonym przedziale gatunków muzycznych. Słuchawki nie muszą być do znudzenia wierne i neutralne, wówczas życie byłoby zbyt proste i monotonne. Grado GS1000 były swego czasu wybierane namiętnie przez melomanów i fanów jazzu co wcale mnie nie dziwi. W muzyce elektronicznej rewelacyjnych doznań dostarczą RS1 lub Focal Stellia. Smooth jazz zabrzmi za to niezrównanie czarująco na Staxach SR-007. Sukces tak wielu odmiennych sposobów prezentacji leży właśnie w tych słuchawkowych kłamstwach, za które płacimy ciężkie pieniądze aby mieć coś unikalnego i wyjątkowego i to jest w tej zabawie najpiękniejsze!