No i wreszcie moge sie do klubu zapisac na stale. Wczoraj dotarly DT 770 E 2005.
Produkty firmy Beyerdynamic daze sympatia od zawsze. Na poczatku byly DT 880 Pro, i gdyby nie nagla potrzeba posiadania hi-endow, byc moze gralyby u mnie do dzis. Potem goscilem u siebie przez kilka tygodni DT 990 E 2005. Wystawiam im bardzo wysoka ocene. Wyraziste, otwarte, z wyeksponowana, dzwieczna gora (tak jak lubie przy klasyce) ale z dodatkiem przyjemnego ciepelka i aksamitu. Jedyne, drobne rozczarowanie przezylem testujac audiofilskie T1. Oczekiwania byly bardzo duze - liczylem, ze beda to "te jedyne", wymarzone i zostana na lata. Nic z tego. Zagraly "topowce" bardzo poprawnie - w sposob wywazony i neutralny, bez przegiec w zadnym pasmie, ale i bez jakichkolwiek fajerwerkow. Zagraly tak, jak bardzo dobre sluchawki zagrac powinny... Ale nie tego szukalem.
I wreszcie, po wielu probach wymiany wyjatkowo niewygodnych, sypialnianych HD 280 Pro, stalem sie posiadaczem 770tek.
W porownaniu do moich plastikowych Sennkow, 770tki graja zdecydowanie cieplej, prezentuja brzmienie z dodatkiem przyjemnego aksamitu. Bas jest potężniejszy, nizej schodzacy, ale nie tak precyzyjny jak u 280tek. Sennheisery graja w sposob sterylny, bardzo dokladny, ale na chlodno i troche bezbarwnie. Prezentacja 770tek jest pelniejsza, moze nie ultraprecyzyjna (bedzie mi tego brakowalo) ale ma sie wrazenie wypelnionej sceny, na ktorej niczego nie brakuje, no i emocje przy sluchaniu wieksze.
Fortepian solo (Blechacz -Chopin), bez poglosu i odrobine mniej dzwieczny niz w Sennheiserach, ale skrzypce (Carmignola -Mozart) bardzo piekne, wyraziste - takie jak trzeba.
Mam nadzieje, ze w materiale, w ktorym potrzeba podejscia analitycznego, spisza sie rownie dobrze. Wczoraj, na koniec wstepnego odsluchu, cudownie zagraly IV symfonie Sibeliusa (goraco polecam). Tam jest bardzo grozny, basowy wstep, gdzie prym wioda kontrabasy i wiolonczele. Zabrzmialo to super.
Ufam, ze znalazlem sluchawki na lata.
P.S.
Nie napisze ile kosztowaly, zeby nie narazac sie Vinylovi.
:)