(...) Ale Twoja metoda jest ciekawa ale okrutnie pracochłonna i niezbyt tania :))
Ale można nabyć ciekawego doświadczenia, a to bezcenne :)
Przyznam, że w ogóle redukcje szumów dla mnie mogłyby nie istnieć, bo z nich nie korzystam
Tak, tak. Ja jak najbardziej to popieram. Jednak od zarania dziejów szumy mnie drażnią. I o ile głośniejsze fragmenty utworów (odtwarzane z poziomem 0 dB) ''kamuflują'' szum taśmy o tyle w cichszych partiach szumy dla mnie są juz dokuczliwe. Przecież są fragmenty utworów nagrane z poziomem nawet poniżej -20 dB (muzykę słychać a wskaźniki martwe) i wtedy dobrze skalibrowany system redukcji szumu robi robotę. Przy dobrze skalibrowanym systemie zapis/odczyt róznicę w odsłuchu z Dolby czy bez usłyszeć można (czyt: ja słyszę) tylko przełączając na żywo źródła. A poza tym jak coś jest (czyt: Dolby), to niech działa tak jak ma działać :):):)
A czy wiecie, że taśma nowa nie nagrywana i nie kasowana ma szumy dużo niższe niż taśma potraktowana już głowicą kasującą?
Nagrałem nową taśmę z odłączoną głowicą kasującą (oczywiście ona tam fizycznie była, ale przewody od niej odłączone) i o dziwo na dokładnie tej samej taśmie (to był TDK D90), też nowej tylko z podłączoną głowicą kasującą nagrane to samo nagranie i na tym drugim nagraniu szumy były dużo wyższe?
Testowałem to początkiem utworu METALLICA "Nothing else matters" (pierwsza minuta utworu) z bardzo dobrej jakości płyty. Poziom zapisu celowo ustawiony na -3 dB.
Bez głowicy kasującej szumy dużo niższe. Trudno mi to wyrazić w dB, bo nawet nie wiem jak to zmierzyć, ale szumy wyraźnie mniej słyszalne.
Nagranie bez redukcji szumu. Magnetofon SABA CD-362. Oczywiście głowica kasująca była podłączona do przewodów, bo musi być dla poprawnej pracy generatora prądu podkładu, ale była całkowicie poza mechanizmem.