Pionier Monitor 10.
Wydaje się, że już najwyższy czas aby coś o nich napisać.
Na początek jedno zastrzeżenie. Różnice, o których piszę nie są jakoś przesadnie duże, ale są słyszalne.
Gdyby z opisu wynikało coś innego, to powodem jest to, że aby pokazać ich istotę, musiałem je jakoś uwypuklić.
Zacznę od tego, co nie wzbudza mojego entuzjazmu. Później już będą same pochwały, bo niewątpliwie na nie zasługują.
A więc, piją w uszy jak diabli. Mam uczycie jakbym trzymał głowę w imadle.
Bardzo podobne uczucie, jak przy słuchaniu na Yamaha YH-1000, tylko tu nacisk rozkłada się na większą powierzchnię.
Na szczęście pałąk daje się rozginać i po tygodniu prostowania go, można już na nich słuchać zdecydowanie dłużej.
Choć już jest nieźle, zamierzam dalej pracować nad pałąkiem i mam nadzieję, że to się z czasem jeszcze poprawi. :)
Jest też jakiś patent typu "kołyska", pozwalający na obracanie się muszli o ok. 5-6 stopni na boki.
Ma to zapewnić lepsze przyleganie słuchawek do głowy. Przy poruszeniu słychać niekiedy, stukanie metalowej obudowy tej "kołyski". Stuka w metalowy obręb o tej samej średnicy, znajdujący się na powierzchni muszli wokół jej geometrycznego środka. Wprowadzenie kabla do wnętrza muszli jest w pewnym zakresie ruchome i czasami też go słuchać.
Te "efekty specjalne" są obecne w zasadzie, tylko w cichych partiach utworów. Niemniej wszystko to, obniża ocenę tych słuchawek. Słuchanie na baczność do wygodnych nie należy, no i nie o to, w tym wszystkim chodzi.
Myślę, że nie tylko dla mnie wygoda i komfort codziennego użytkowania, są równie ważne jak pozostałe aspekty.
A teraz o tym, co mi się w nich podoba. Na oko widać, że jest tego zdecydowanie więcej. :)
Rozpakowałem je, podłączyłem i zagrały. Obyło się bez żmudnego wygrzewania. ;)
Pierwsze co zwraca uwagę, to piękna szeroka scena, ogólna równowaga i lekkość przekazu.
A zaraz potem, ogromna swoboda na średnicy, niepostrzeżenie przechodzącej w wysokie oraz wrażenie spokoju i elegancji.
Grają lekko do przodu, (nie w linii głowy) i szeroko na boki. Mimo, że to słuchawki zamknięte, w dźwięku nic się nie kłębi, nie kotłuje. Przekaz jest swobodny, z dużym oddechem, a szeroka scena jeszcze podkreśla to odczucie.
Pioneery to pewna szkoła grania, wynikająca po części z samej koncepcji słuchawek do odsłuchu monitorowego.
Myślę, że Pioneer Monitor 10, to jedne z najlepszych słuchawek jakie do tego celu stworzono, oraz że tak właśnie powinny grać monitory. Są równe jak stół. Przy nich Stellie to efekciarskie słuchawki. :)
Czy takie zdystansowane, obiektywne oraz niebywale równe i wyważone granie może się podobać?
A no może. Grają całym pasmem bez podziału na niskie, średnicę i wysokie.
Wszystko gładko i płynnie, miesza się i przenika, bez wyraźnych podziałów i granic.
Grają swobodnie, bez fajerwerków, z rzadko spotykaną klasą. Dźwięk jest stateczny, dojrzały i wysmakowany.
Są świetne do klasyki, bo podana w ten sposób i na takiej przestrzeni, brzmi bardzo realistycznie i po prostu pięknie.
W tego typu repertuarze, ujęły mnie ogólną kultura przekazu i klasą dźwięku. To się musi podobać!
Jeżeli dodać do tego, wcale nie tak często spotykaną klarowność oraz gładkość średnicy i wysokich, to jest się też czym zachwycić. Monitor 10, to słuchawki bardzo dobrze oddające brzmienie instrumentów, jak również głosów ludzkich.
Szczególnie dobrze brzmią na nich, głosy diw operowych:
Montserrat Caballé, Anny Netrebko, Sarah Brightman, Aleksandry Kurzak.
Nie gorzej głosy solistek:
Amy Winehouse, Carmen McRae, Diany Krall, Hanny Banaszak, Idy Sand, Jacinthy, Kari Bremnes, Katie Melua, itp.
Bardzo dobrze słucha się na nich flamenco i w ogóle muzyki wykonywanej na instrumentach naturalnych.
Blues w wykonaniu Stevie Ray Vaughana, jak również muzyka Pink Floyd, też brzmią bez zarzutu.
Trochę się bałem, że w elektronice przestanie wyrabiać się bas, że zabraknie tego fizycznego dotknięcia dźwiękiem.
Okazało się, że niepotrzebnie bo i w tym gatunku, w przekazie i samym dźwięku jest to, co być powinno.
Raptem budzi się w nich wulkan energii i po całym tym zdystansowaniu, naturalnej elegancji i kulturze nie ma nawet śladu.
Furiat z młotem pneumatycznym rozpoczyna swoją robotę, a rozchodzące się drgania dochodzą daleko w głąb trzewi.
Czuje się tą pierwotną siłę, która stopniowo przenika i wypełnia wszystko.
Przy tym można podziwiać skrzące się kryształy w okruchach rozbijanej skały.
To wszystko czego potrzeba mi w tym gatunku i to na tych słuchawkach jest!
Jeżeli Stellie porównać do urządzonego ze smakiem pokoju, to Pioneery będą salonem z identycznym umeblowaniem.
W gustownie umeblowanym pokoju, w pierwszej kolejności zwrócimy uwagę na to, jak funkcjonalnie i pięknie jest urządzony.
Przechodząc do salonu z tymi samymi meblami, pierwsze co nas uderzy, to swoboda, elegancja i klasa, tego co nas otacza.
Stojąc na środku pokoju, lepiej widzimy wszelkie detale i zdobienia mebli, (bo są bliżej nas), niż gdy stoimy na środku salonu.
Większość różnic w dźwięku Focali i Pioneerów, można wyprowadzić na zasadzie analogi, z powyższego porównania.
W dźwięku Monitorów jest wszystko to, co w dźwięku Stellii, tylko pokazane na szerszej scenie i oglądane z większej odległości. Daje to bardziej ogólne spojrzenie na całość realizacji. Dostajemy też więcej akustyki samego pomieszczenia.
Na Pioneerach dźwięk ułamek sekundy dłużej wybrzmiewa, bo dociera jakby z dalszej odległości.
Co za tym idzie, wydaje się mniej skondensowany, jakby bardziej zdystansowany i mniej bezpośredni.
Jest też mniej wysycony, mniej wyrazisty i bardziej gładki. Nie ma tak wyraźnej faktury i takiej szczegółowości.
Na Stelliach, słucham siedząc pół metra od gościa z gitarą akustyczną.
Wręcz czuć metalowy posmak szarpniętej struny, jej rozedrganie i twarde jądro wydobytego dźwięku.
Pioneery nie podają tego tak wyraziście, nie słychać tak dobrze samego szarpnięcia struny, tylko bardziej sam melodyjny ton, nim wydobyty. Na Stelliach każdy dźwięk jest dookreślony, doprecyzowany, wycyzelowany.
Przestrzeń wydaje się głębsza, choć nie jestem tego aż tak bardzo pewien.
Pisałem o analogiach z pomieszczeniami. To węższe, może wydawać się głębsze mimo, że wcale takie nie jest.
Słuchawki Focal Stellia potrafią wydobyć z utworu to, co jest w nim najbardziej atrakcyjne, w każdym z podzakresów pasma.
Jeżeli jest to w nagraniu, to walną niskimi tak, że reszta pasma na tą chwilę, może nie istnieć.
Pioneer Monitor 10 w tym miejscu też łupną, ale cała reszta nie znika z pola widzenia mimo, że bas ma wykop i zejście.
Uderzenie wybrzmiewa a na jego tle, w miarę jak się rozchodzi i cichnie, wyłaniają się i rosną w siłę nowe dźwięki.
Na Monitor 10 bas potrafi zejść aż do przepony. W tym samym miejscu, Stellie potrafią zajrzeć do żołądka. :)
W graniu Stellii wszelkiego rodzaju szczególiki i smaczki są bardziej wyeksponowane, bardziej widoczne.
Natomiast bas ma o wiele bardziej wyraźną fakturę i jest bardziej zbity, mocniej skondensowany.
Poza tym, że Pioneer Monitor 10, to ładne słuchawki, do ich zalet należą:
- szeroka, precyzyjnie zorganizowana scena,
- znakomita separacja instrumentów i tym samym,
- łatwość lokalizacji poszczególnych źródeł dźwięku,
- przejrzystość, ogólna klasa oraz elegancja i kultura przekazu, jak również
- uniwersalność, gdyż zagrają i to bardzo dobrze, każdy gatunek muzyczny.
Wyróżnia je trochę inny sposób podania basu, który wybrzmiewa do końca i nie przykrywa niczego, oraz spokój w przekazie.
Z dużą determinacją parłem do posiadania słuchawek firmy Pioneer. Okazało się, że miało to sens!
Ogromnie się z tego cieszę. :) Bardzo dobre słuchawki. Warto je mieć na wyposażeniu. Zdecydowanie polecam!