. i tyle. Nie zamierzałem nikogo przekonywać ani atakować, każdy słucha co, jak chce i na czym chce.
Potwierdziłem przypuszczenia o tym w jak mało wyrafinowany sposób większość muzykomaniaków słucha dźwięków. Można słuchać na tak wiele sposobów niewykluczających się wzajemnie, przenikających, równoległych. Od źródeł historycznych, analizy partytur, instrumentacji czy realizacji, po zwykłe łechtanie wrażliwości planami, wirtualną rzeczywistością, barwami i basami oraz wszystkim co sprawia przyjemność.
Wydawało mi się, że rozwój i świadomość tej różnorodności jest nieuchronny i tu się myliłem. Można - jak się okazuje - słuchać 20, 30 czy 40 lat niemal bezrefleksyjnie. Zamknąć się na ulubiony sposób odbioru i dobierać do tego system. Zawodowi muzycy mają w poważaniu realizację jako sztukę. Liczy się często $$, riff (rzygam jak piszę i myślę o tym słowie), fajny rytm czy czad oraz ilość podskakujących głupków na koncercie. Ileż można śpiewać o ilości osób potrzebnych do tanga.
Oni też nie dzielą włosa na czworo, umarli muzycznie chociaż jeszcze o tym nie wiedzą...