(Rownie dobrze mogloby byc w Pogaduchach, ale ze to jednak o sluchawkach)
Bardzo chetnie zapoznam sie z argumentami na rzecz posiadania mocno rozbudowanej kolekcji sluchawek. Ja rozumiem, ze ktos posiada dajmy na to 2/3 pary, zamkniete i kolejne otwarte, czy tez przenosne i stacjonarne, ale za cholere nie lapie o co biega ludziom ze stadem nausznikow.
Notorycznie, na takim head fi, sygnatura i koles/panienka jedzie: Utopia, LCD4, LCD3, Stax 009/007 mk1/mk2, Ultrasone E5, K812, Beyery T1, Fostex 900, itd. Inaczej niz nerwica zakupowa tego nie ogarniam, to tak, jakby ktos nabyl 7 par kolumn, zamiast jednej dobrej (ewentualnie drugiej taniej do systemu 'kameralnego'). Wyglada to jak wielki zloty lancuch u rapera z Bronxu, no takie mam skojarzenie ;'))
Ogarniam oczywiscie gdy ktos jest recenzentem i musi sie bogato odnosic do tego co konkurencja wysoko wycenila, ale normalny sluchacz muzyki musial jawnie zatracic tutaj zdrowa perspektywe (no chyba ze jest juz kolekcjonerem, niczym filatelista) i przestal sie koncentrowac na nudnej wizji muzyki, tylko wlasnie gromadzeniu dewocjonaliow. Najczesciej napedzane jest to przesadnymi zachwytami recenzenckimi. Czlowiekowi jawnie wowczas odpierdala i kupuje sluchawki czytajac ze te to juz bankowo 'najlepsze na swiecie' i ze 'przelom' i nie ma co sie zastanawiac tylko trza kosztowac Nirvany, potem wraca taki 'biedak' do rzeczywistosci ;'))
Osobiscie nigdy nie mialem wiecej niz 2/3 pary nausznikow (zazwyczaj jedne dobre do sluchania muzyki na codzien i jakies awaryjne badz mobilne), w porywach byly to wiec GS1000/K812/Pioneer, zamkniete DT150 lub DT880 oraz przenosne Koss Porta Pro.
ps. musze szybko poprawic swoja sygnature po tym wpisie ;'))