Panowie, przedstawiam kolejny test! Ten niestety na razie ostatni. Tym razem.........
Teac v-7010 sony tc-k950es :D
Wstęp:
We wczorajszym, jeszcze świeżym teście można było mówić o katalogowej różnicy klasowej dwóch porównywanych modeli. Test odsłuchowy jakby potwierdził wstępne przypuszczenia; pioneer t-s710 nieco oddał pola; faworytem okazało się bardziej stonowane i dopracowane brzmienie teaca. W dzisiejszym porównaniu natomiast oba modele to „flagowce” swoich marek (przynajmniej na Europę) – znany już teac oraz sony tc-k950es. Sony jest ciut starszy gdyż pochodzi z 1990r. Szybkie spojrzenie na oba decki i szczęka opada z wrażenia – zarówno teac jak i sony wyglądają cudownie. Widać, że projektantom w tych dwóch japońskich firmach bardzo zależało na tym, aby ich wyrób można było bez wstydu postawić w centralnym miejscu w salonie. Każdy z nich ma dwa oddzielne wyświetlacze i w obu prawą stronę front panelu okupuje pokaźny zestaw pokręteł kalibracji. Mi osobiście nieco bardziej podoba się sony bo jest niższy, ma ładniejsze boki oraz wspaniale podświetlane guziki funkcji, ale każdy może mieć tutaj inne odczucia. Dalsze oględziny okazują się niekorzystne dla teaca – sony ma kilka kilogramów więcej i zbudowany jest dosłownie jak czołg. Konstrukcja Teac'a jest dużo delikatniejsza, choć w rękach podczas przenoszenia się nie wygina :D. Sony jest też dużo głębszy oraz ma w obudowie pokaźną kratownicę do odprowadzania ciepła na wysokości transformatora. Zdjęcie pokryw zewnętrznych daje kolejny temat do ożywionej dyskusji: jak już wiadomo teac „popisuje się” głównie miedzią oraz parą dużych kondensatorów elna. W sonym mamy za to centralnie umieszczony transformator ukryty pod czarną pokrywką przed którym niczym mieszkalne punktowce wyrastają dwa całkiem spore kondensatory. Dalsze rozglądanie się po wnętrznościach ujawnia, że w teac'u liczba wspomnianych kondensatorów wynosi tylko 4 (tych które widać bez lupy, wliczając elny), natomiast w sony jest ich zdecydowanie więcej.
Metoda:
Metoda przeprowadzenia porównania to w pewnym sensie reduplikacja testu teac kontra pioneer z małymi zastrzeżeniami. Pierwsza zmiana to usunięcie z listy utworów Leszka Możdżera, jako że jego kawałek nie wniósł nic do poprzedniego testu. Druga, dosyć poważna zmiana to puszczenie sygnału z magnetofonów za pomocą ich źródeł wyjściowych chinch na wzmacniacz ta-f770es, do którego zostały podpięte słuchawki philips hp1000. Sygnał z cd zostaje puszczony jednak bezpośrednio na oba decki bez przechodzenia przez nagłaśniacz firmy sony. Przygotowanie do nagrywania to oczywiście ponowna kalibracja. Sony posiada znakomity w pełni manualny nastawiacz, który co prawda nie jest rozbity na dwa oddzielne kanały tak jak w teac, ale to nie ma żadnego znaczenia. Na obu deckach ustawiam maksymalnie zbliżony rec level tak, aby na wzmacniaczu grały możliwie „równo”. Nagrywam. Podczas podłączania magnetofonów do wzmacniacza celowo staram się nie zapamiętać który podpiąłem pod tape 2, a który pod tape 3 (gniazda tape 1 nie używałem). W obu deckach przewijam do początku taśmy i wrzucam play, na wzmacniaczu wciskam guzik „direct” i rozpoczynam test.
Opis porównania:
Pierwszy kawałek to oczywiście Malmsteen i przelatuje tak szybko, że nie jestem w stanie dokonać żadnego konstruktywnego osądu. Pomimo szczerych chęci jest minimalna różnica na poziomach między tape 2 i tape 3, którą próbuję unicestwić za pomocą lekkiej korekty gałką przy każdej zmianie źródła. Pod koniec piosenki w końcu dobijam ze wszystkim do ładu i jeszcze nie wiem dlaczego, ale bardziej podoba mi się muza z tape 3. Black Sabbath to drugi wykonawca, tape 2 mniej wybrzmiewa po przełączeniu z tape 3. 2jka brzmi troche tekturowo, dźwięk jakby przydymiony, werble nie wybrzmiewają, natomiast 3jka eksponuje ładną górę, dokladniejszą, bardziej detaliczną i ogólnie gra jakby nieco bliżej głowy. Następnie nadchodzi czas na „Theatre of tragedy” - tape 3 zaznacza dół wspaniale, góra jest znowu piękna i detaliczna, tape 2 znowu przegrywa, w sumie gra jak deck o klasę lub dwie niższy. Pozostały już tylko dwa utwory na których już nic się nie zmienia – Enigma na tape 3 daje dużo mocniejsze wrażenia niż na tape 2, na którym wszystkie instrumenty są jakby wepchnięte do jakiejś drewnianej komórki skąd kazano im grać. Piosenka ostatniej szansy dla 2jki aby jeszcze odwrócić losy tej gry to Pink Floyd, jednak nic zaskakującego się nie dzieje i numer 2 przegrywa cały pojedynek od początku do końca.
Konkluzja:
W sumie nadal nie wiem, który wygrał, bo do teraz tego nie sprawdziłem :D No dobra, idę zobaczyć..........................(słychać oddalające się kroki, a za chwilę kroki narastające)......................
No i jestem z powrotem. Magnetofonem tape 3 okazał się........................sony 950es! Teac przy nim brzmiał tekturowo, niepełnie, jakby krał z jednego kąta. Tutaj nie nastąpiła sytuacja taka jak miała miejsce wczoraj, czyli że podczas testu najpierw jakby podchodził mi bardziej jeden deck, który jednak poległ po dłuższym słuchaniu. W tym pojedynku od początku do końca faworyt był jeden. W sumie całkiem ciekawy pomysł na analogowe brzmienie u teaca okazał się w moich uszach niewypałem po skonfrontowaniu z sony. Warto oczywiście mieć na uwadze, że wzmacniacz mógł też nieco „namieszać” w ogólnym odbiorze i gdzieś coś zabrać, a coś innego wypuklić. Są to jednak raczej niuanse. W tym porównaniu sony otrzymuje ocenę 5+ (byłoby 6 ale pamiętajmy, że istnieje jeszcze model 555esg, który jest zwyczajnie jeszcze bardziej wypasionym 950es i pewnie gra jeszcze lepiej :D). Natomiast utrzymanie wczorajszej oceny teaca, mianowicie 4+ oznaczałoby, że zabrzmiał o około jedną klasę gorzej od sony. Prawda jest taka, że zagrał gorzej o przynajmniej 1.5 klasy, kto wie, może nawet o 2 więc w tym teście dostaje 4-. Sprawa jednak pozostaje otwarta i możliwe, że na innym systemie teac by się bardziej obronił. Może ujawnią to przyszłe testy innych osób. Zapraszam do dyskusji.