Audiohobby.pl

Zmarł Bogusław Kaczyński

Detektyw Kwass

  • 7851 / 5844
  • Ekspert
26-01-2016, 22:43
mówił o gatunkach muzycznych których nigdy specjalnym fanem nie byłem. Styl i sposób mówienia poruszał. Wiedziało się, że po drugiej stronie TV stoi prawdziwy pasjonat.
To jest sedno zjawiska. Czy w ogole mamy innych takich pasjonatow, niekoniecznie w dziedzinie opery? Moze byc historia, filozofia, fizyka jadrowa, cokolwiek.

Aha, w miedzyczasie przerzucilem sie na Onet i juz wiem. Wojciech Mann. Wlasnie dostal maila z pogrozkami zeby wyp***l z 'Trujki' ten spasny komunistyczny knur. Dalej napisano ze dlaczego takie slowa, przeciez Mann jest jak s.p. B. Kaczynski.
A ja pamietam jak z Materna opowiadal o radosci wydlubywajnia z nosa gili tzw. cytuje 'zeschlakow'.
« Ostatnia zmiana: 26-01-2016, 22:59 wysłana przez Detektyw Kwass »

Archie

  • 1544 / 5787
  • Ekspert
27-01-2016, 08:10
"Uwielbiany przez rzesze melomanów dziennikarz, publicysta i krytyk muzyczny, przyjął jeszcze jedną ważną społecznie rolę. Ten Wybitny Fachowiec, Fascynat, Zapaleniec -- dla wielu tysięcy osób dotkniętych udarem mózgu stał się wzorem. Pokazał, że siłą ducha pozytywnym myśleniem, uporem, dyscypliną, ciężką pracą podczas rehabilitacji można pokonać chorobę. W 2007 roku przeżył rozległy udar mózgu. Po kilku miesiącach wyszedł o własnych siłach ze szpitala. Teraz swobodnie rozmawia, opowiadając o tym jak zmieniła go choroba i o tym, że choć wcale nie było łatwo zawsze miał nadzieję.

NIESTETY, NASZ KOCHANY BOGUSŁAW KACZYŃSKI ZOSTAŁ „WYAUTOWANY” I ZMARGINALIZOWANY PO CHOROBIE. OBECNIE, WIADOMO, NIKT O NIKOGO SIĘ NIE UPOMNI W DOBIE TOTALNEJ ZNIECZULICY, WREDNEJ GLOBALIZACJI OBOJĘTNOŚCI – WSZECHPANUJĄCEJ HUCPY, BEZHOŁOWIA, UKŁADÓW, KOLESIOSTWA I DOMINACJI WSZELAKIEJ „CELEBRYCKIEJ” MIERNOTY!

Bogusław Kaczyński - ur. 2 maja 1942 w  Białej Podlaskiej – dziennikarz, wybitny publicysta i krytyk muzyczny, popularyzator opery, operetki i muzyki poważnej, teoretyk muzyki, twórca telewizyjny, animator kultury, prezenter i autor wielu programów w TVP.

Jest autorem serii płytowej "Bogusław Kaczyński – Złota Kolekcja". Prowadził transmisje telewizyjne najważniejszych wydarzeń muzycznych w kraju i za granicą, m.in.: Konkurs Chopinowski, Konkurs im. Henryka Wieniawskiego, koncerty Pavarottiego, Placido Domingo, jubileusz Filharmonii Narodowej, festiwal w Opolu, Koncerty Noworoczne z Wiednia, konkursy Eurowizji. Między innymi: przez 29 lat - od 1982 dyrektor Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy.

=================

-- Udar mózgu to bardzo niebezpieczna choroba. Co trzecia osoba, która doświadczyła udaru, umiera w ciągu roku. Większość chorych nie odzyskuje w pełni sprawności. Pan przeżył bezpośrednie zagrożenie życia, paraliż prawej połowy ciała, utratę mowy i…  po kilku miesiącach wyszedł o własnych siłach ze szpitala. Teraz Pan ze mną swobodnie rozmawia, porusza palcami prawej ręki, po mieszkaniu chodzi bez laski. To cud..?

-- Mogę powiedzieć, ze to sprawka mojego patologicznego wręcz optymizmu. Tak, myślenie pozytywne i ciężka praca w czasie rehabilitacji bardzo tu pomogły.

-- Czytelnik nie zadowoli się taką odpowiedzią. Proszę nie mówić, że wystarczy myśleć pozytywnie i już sprawę mamy załatwioną...

-- To bardzo skomplikowane. Od chwili udaru, który wydarzył się 6 marca 2007 roku, do dziś przeszedłem bardzo długą drogę. Dziś jestem innym człowiekiem.

-- Przypomnijmy: była 9 rano. Miał Pan jechać do Olsztyna na koncert. Nagle poczuł się Pan bardzo źle...

-- ...to była minuta. Oglądałem telewizję. Nagle rozjechał się obraz. Widziałem podwójnie. Drętwiały mi nogi. Po chwili byłem już sparaliżowany. Mogę powiedzieć: piorun z jasnego nieba strzelił w środek mojej głowy. Rzecz kompletnie nieoczekiwana. Nie miała prawa się wydarzyć. Ale stało się. Byłem bezwładny jak kłoda drewna. Zaczęła się walka o życie...

-- To bardzo ciężki moment. Dla Pana - szczególnie.

--Parę dni wcześniej dowiedziałem się, ze moja siostra, która mieszkała w Szwecji, umiera na raka. Była jedyną moją rodziną. Proszę sobie wyobrazić - ona umarła w szpitalu w Sztokholmie, a ja w Warszawie jestem sparaliżowany, walczę o życie. Myślałem wówczas: jestem teraz bezradny i sam na świecie…

-- A jednak znalazł Pan w sobie siłę, by się podnieść.

--Bardzo pomógł mi lekarz. Drugiego dnia mojego pobytu w szpitalu, kiedy jeszcze nie było wiadomo - czy pójdzie to w lewo, czy w prawo, czy życie, czy śmierć… lekarz powiedział mi: Panie Bogusławie, niech pan ani razu nie pomyśli, dlaczego to właśnie mnie spotkało. Tak nie wolno myśleć. Niech pan tylko myśli: musi być lepiej! Ja muszę się zmobilizować, muszę wykazać maksimum chęci. Nie czas na rozrachunki. To już się stało. Teraz już trzeba iść do przodu. I ja jego słowa zawsze powtarzam.

-- Ale teraz, po kilku latach od tamtych dramatycznych wydarzeń, pewnie robi pan rozrachunki…


-- Przez kilka miesięcy, leżąc w szpitalu, miałem czas, by wszystko przemyśleć. Powiedziałem wówczas sobie: Kończy się moja szalona praca bez wytchnienia. Wyrzucam kalendarz „czarny” od terminów. Zmienię to...!

-- Zmienił Pan...?

-- Takie dramatyczne wydarzenia zmieniają hierarchię wartości. Zaraz panu opowiem, dlaczego mówiąc to, uśmiecham się pod nosem. Inny już lekarz, znakomity, z sercem, oddany pacjentom, pojawiał się u mnie w izolatce codziennie pięć minut po godzinie 8:00. Tamtego dnia przyszedł. Czyta moją kartę i mówi: Panie Bogusławie, gratuluję panu, gratuluję!  Wczoraj odniósł pan wielki sukces. A ja w swojej naiwności pytam:  Któryś mój program powtórzyli w telewizji? Ciekawe, który? Lekarz na to: Nie, nie program! Była w nocy kupa! Zamarłem z wrażenia. Mówię: panie doktorze, w swoim życiu odniosłem naprawdę wielkie sukcesy, a pan… Jednak on dalej swoje: Nie, pan jest w błędzie. W tym momencie to był największy sukces, jaki mógł się panu zdarzyć. Długo nad tym myślałem. Co on mówi? Dla mnie zawsze ważna była sława, występy w telewizji, programy, festiwale…i nagle to nie jest ważne, ważna jest kupa?!!!  Zrozumiałem. Ani chiński mur, ani Niagara, ani inne cuda świata są nieistotne. Można być sławnym, można nim nie być, a tę kupę trzeba zrobić. Tak w obliczu zagrożenia życia zmienia się hierarchia wartości.

-- Co jest więc na szczycie tej hierarchii?

--Dbałość o własne zdrowie. Stosowanie się do wszelkich lekarskich zaleceń. Punktualne, regularne zażywanie leków, ścisła dieta. Czas na relaks. I systematyczna rehabilitacja.

-- A rehabilitacja, jak przypuszczam, jest mozolna.


-- Jest bardzo precyzyjna i intensywna. Nigdy wcześniej, przed chorobą, nie zastanawiałem się, czym jest w naszym życiu mózg. Że to najważniejszy komputer, To on decyduje o tym, czy możemy zgiąć, poruszyć nogą. I kiedy ten komputer się psuje, udar niszczy część mózgu, która zawiaduje naszym ciałem, jest ona wyłączona po wsze czasy! Trzeba więc znaleźć i uaktywnić inne miejsce w mózgu, by znowu swobodnie popłynęły impulsy. Dlatego rehabilitacja polega nie tyle na usprawnieniu mojej ręki czy nogi, które długo były sprawne, ale na wytworzeniu innych ścieżek, połączeń miedzy „kabelkami”- neuronami.

-- W jaki sposób Pan ćwiczy?

-- Ćwiczę każdego dnia, przez godzinę. Muszę wykonać, zdawałoby się  takie oczywiste czynności - schodzę i wchodzę po schodach. Kilka pięter. Raz schodzę, trzymając się poręczy chorą, prawą ręką. Drugi raz nie trzymając się poręczy, sam, ale pod asekuracją rehabilitantki. Ona ciągle jest przy mnie, gotowa do skoku, w przypadku mojego potknięcia się, zachwiania. Jest skupiona, skoncentrowana, widzi jak reaguje moje ciało, mięśnie…Potem wchodzę i schodzę po schodach przy pomocy laski. To jest abstrakcyjna praca. Ćwiczenie głowy. Żeby mózg przypomniał sobie pewne procesy, które się uruchamiają przy takich czynnościach. I wszystko tu ma znaczenie. Sposób położenia ręki, postawienia stopy. Ja już raz w życiu taką pracę wykonałem - kiedy uczyłem się gry na fortepianie. To też była abstrakcja. I też wymagała, podobnie jak w tym przypadku, ogromnej dyscypliny, systematyczności.

-- Czyli gra na fortepianie - ta swoista muzykoterapia - bardzo pomogła…

-- Bardzo. Dzięki niej jestem uporządkowany wewnętrznie. W ogóle muzyka pomogła mi pod względem psychicznym. W szpitalu, będąc w bardzo ciężkim stanie, miałem przy sobie radio z magnetofonem i słuchałem nagrań Chopina.

-- I tu znowu wracamy do tego dramatycznego momentu. W takiej chwili ludzie się załamują. Pan słuchał Chopina i myślał o walce...

--Walka zaczęła się od samego początku. Wniesiono mnie sparaliżowanego na noszach. Miałem kłopoty z mówieniem, ale wydukałem: Wyjdę stąd o własnych siłach. Widziałem to spojrzenie pielęgniarek i lekarzy. Podejrzewali, że to jeszcze jeden objaw choroby. A jednak udało się. Po kilku miesiącach tego dokonałem. Jednak to prawda, że nie było łatwo. Musiałem zrewidować swoje relacje z ludźmi. Od tamtej pory mój notes z telefonami znacznie, bardzo znacznie  się przerzedził. Skreśliłem z niego bardzo wiele osób. Podkreślam, od nikogo niczego nie oczekiwałem, o nic nie prosiłem. To ludzie powinni jakoś szlachetne zachować się wobec człowieka, który całe życie świadczył im same dobre rzeczy, a w pewnej chwili znalazł się w takiej strasznej sytuacji. I patrzyłem tylko… nie komentowałem, panu to pierwszemu mówię, jak się pewni ludzie obecnie zachowują.

-- I wówczas doświadczył Pan na sobie, że… 'Wielka sława to żart', o czym przypomina nam Johan Strauss w "Baronie cygańskim"...

-- Sprawdza się stare przysłowie: przyjaciół poznaje się w biedzie. Wielu moich przyjaciół, na wiadomość o mojej chorobie przyjechało do szpitala z różnych stron Polski, chociaż na 5 minut, by mnie zobaczyć. Ale byli też tacy, którzy przez kilka lat udawali, że nie słyszeli co się stało…

-- To bardzo, bardzo bolesne, ale i - niestety - dość symptomatyczne "zachowanie" w obecnych czasach...

-- Wie pan, to nie  to, że mi ich bardzo brakowało. Ale przykre jest dla mnie, że niektórzy pomyśleli: On jest w takim stanie, że już nic nam nie załatwi…  Nie warto go odwiedzać.

-- A może nie wiedzieli, jak się zachować w takiej sytuacji?


-- Mogli po prostu przez chwilę ze mną być. Stanąć tylko i wyjść. Tylko tyle. Ale nie o tym chcę rozmawiać. Ja rozumiem, dlaczego wiele osób w podobnej sytuacji załamywało się. Nie chcieli być ciężarem. Chcieli tylko leżeć , umrzeć, mieć spokój.  I umierali. Starsi, młodsi, bo udar może przytrafić się każdemu. W takich chwilach ważne jest wsparcie. Ja je dostałem. Drugiego dnia choroby otrzymałem 10 tysięcy e-maili. Od znanych i zupełnie nieznanych osób. Wzruszające prezenty. Do dziś mam misia i słonika, którego podkładano pod sparaliżowaną rękę, żeby było lepsze krążenie. To bardzo pomogło. To wsparcie i zrozumienie, jaki sens ma życie...

-- A jaki ma...?

-- Życie to cud. Człowiek odczuwa radość z samego faktu, ze żyje. Tego życia zawsze jest mu za mało. Jeszcze i jeszcze chciałby… chociaż narzeka, że jest mu ciężko. Każdy narzeka, ale chce żyć. Chce jeszcze czegoś doświadczyć. Ja już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę kwitnące jabłonie koło Nałęczowa. I kwitnące bzy. To jest widok… nieprawdopodobny!  Ja żyję myślą o tym! A przez  lata, przez prawie całe swoje życie widywałem takie cuda tylko na ekranie telewizora. Bo nie miałem czasu. A teraz go mam. Muszę go mieć. "Zegarek" - zabija...

-- Tylko tyle?

-- Jeszcze chciałbym tak usprawnić swoją rękę, bym mógł zagrać na fortepianie. I samodzielnie prowadzić samochód. Będę próbował. Chociaż choroba nauczyła mnie jednego. Kiedyś myślałem, ze można być reżyserem swojego życia. Powtarzałem, że do osiemdziesiątki będę występował w telewizji, a potem zajmę się pisaniem. Dziś tak już nie planuję. Nauczyłem się pokory. Wiem, ze nie polecę za Atlantyk. Bo wraca lęk przed nawrotem choroby. Nie chciałbym przeżyć udaru w samolocie. Nie polecę więc tam, ale zaraz sobie tłumaczę, że byłem w Ameryce tyle razy, wystarczy. Kiedyś prowadziłem koncerty, wsiadałem do samochodu i nad ranem wracałem do domu. Nie znosiłem hoteli. Dziś po koncercie idę do łóżka. Muszę odpocząć. Częstują mnie wspaniałym tortem. Dieta wyklucza słodycze. Nie dam się skusić. Tłumaczę sam sobie - tyle już w życiu zjadłem tortów, ten kolejny kawałek mnie nie zbawi. Gdybym palił papierosy - na szczęście nigdy w życiu nie paliłem - dla zdrowia rzuciłbym palenie w sekundę. Dziwię się, kiedy inni chorzy słyszą, że czegoś nie mogą, ale to robią. To przecież samobójstwo!

-- Zmienił się pan…

-- To prawda. Dzisiaj każda chwila ma dla mnie intensywny smak. Otworzyłem się bardziej na ludzi. Lepiej ich rozumiem. A oni oddają mi to ciepło. Już nie czuję, że jestem sam na świecie, choć byli „przyjaciele” dość  mocno i brutalnie mnie zmarginalizowali…

------------------------------------------------------------------------

BOGUSŁAW KACZYŃSKI - jest autorem licznych książek, felietonów i recenzji w czasopismach takich jak „Teatr”, „Ruch Muzyczny”, „Kultura”, jest również autorem audycji radiowych i telewizyjnych, m.in. „Operowe qui pro quo” (1974-1978), „Zaczarowany świat operetki” (1979-1981), „Rewelacja miesiąca” (od 1979); można go było zobaczyć w TVP 2 oraz w innych stacjach telewizyjnych w kraju i za granicą (m.in. w Nowym Jorku, Berlinie, Rzymie, Hawanie, Paryżu, Moskwie). Był twórcą Festiwalu Muzyki w Łańcucie, którym kierował w latach 1980-1990, przez 29 lat - od 1982 dyrektor Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. W latach 1993-1996 był prorektorem Akademii Muzycznej w Warszawie. W latach 1994-1998 dyrektorem Teatru Muzycznego Roma.

Udzielał również wielu konsultacji muzycznych do filmów i spektakli. Od października 2006 roku zasiadał w jury programu Supertalent emitowanego w TVP 2 wraz z Moniką Richardson, Katarzyną Figurą i Wojciechem Cejrowskim.

Gustaw

  • 3852 / 3304
  • Administrator
27-01-2016, 12:33
Cejrowski, stary cynik :-) i facet bezpośredni i raczej mało delikatny w mowie, rzadko wyraża się o kimś z atencją.
Pierwszy raz usłyszałem to kiedy wspominał o polskim podróżniku śp Stanisławie Szwarc-Bronikowskim (note bene to ojciec naszego Atoposa). Teraz czytam o podobnym nastawieniu do Bogusława Kaczyńskiego.

Państwo się może zdziwią, ale gdy dostałem propozycję robienia "Boso przez świat", kiedy mnie pytano jak ja mam zamiar do kamery opowiadać o dzikich ludziach, odpowiedziałem, że będę opowiadał tak, jak to robi sir David Attenborough o zwierzętach i Pan Bogusław Kaczyński o operze.

http://www.fronda.pl/a/z-kaczynskim-spotkamy-siew-niebie,64749.html

Widać, że szczera pasja rozkłada na łopatki nawet takie "pistolety" jak Cejrowski.

Gustaw

  • 3852 / 3304
  • Administrator
« Ostatnia zmiana: 28-01-2016, 22:01 wysłana przez Gustaw »