PO DRUGIE - odsłuch.
Na marginesie i bez fałszywej skromności: Nie dawno skarżyłem się na dość agresywne wysokie tony w HD-800 i w hifiman HE1000. Kolega spojrzał na mnie i zdziwił się: W twoim wieku to się słyszy może ledwie do 9-10 kHz, więc sobie to imaginujesz. Na to pokazałem mu aktualne atesty laboratorium akustyki z wynikami w okolicach 14-15 tys. Hz. Czyli na poziomie 30-40 latka. Laryngolodzy tego obszaru już nie mierzą, bo ich instrumenty kończą pomiar o wiele niżej. Wielu młodych ludzi, niestety, po latach nocnych wizyt w disco i długich głośnych odsłuchach np. in-ears i w tych normalnych lekarskich pomiarach przepadają. A więc, wypinam pierś i ucho z pełnym brakiem skromności i tak na wypadek, gdyby mnie ktoś posądzał, żem głuchy jak pień...
Moje uwagi na gorąco mogą się różnić od tego, co po przemyśleniu i ponownym odsłuchu we własnym torze Staxów, tej samej CDR, tu napiszę. Oba Orfiaki, mówmy 1 i 2, grają różnie i zgadzam się - czysto dźwiękowo jest sprawą smaku i typu słuchanej muzyki, który zestaw podoba nam się bardziej. Abstrahując od ceny, dostępności, egzotyczności, snobistycznego brylowania czy optyki itd. Porównujemy, jak mówiłem na spotkaniu, Mount Everest z K7 (ktoś zażartował: z K1000...), co piękniejsze? Znam stary "klasyczny" set 1-kę już dłużej, znam same słuchawki Orfiego (te Cortazara)z LST w moich dwóch torach. Więc po paru taktach jedynki przechodziłem na nową 2-kę. Uderzające i trochę nieprawdziwe - to uwypuklony bas 2-ki. To nie przeszkadza z upływem czasu przyzwyczajania się do tego, ba, dla fetyszystów to basowy cud nad cudy. Ale jakoś w bezpośrednim porównaniu z nowym, fakt "mniejszego dołu" w 1-ce, gdzie bas był zawsze uważany/opisywany jako wzorcowy, daje do zastanowienia. Nie sądzę, żeby Sennheiser wymyślił kwadratowe jajko, bo nawet przy najlepszych materiałach i kształcie statorów/membrany istnieją fizyczne granice. Przypuszczam natomiast, że obecną techniką można było łatwo dostosować microchip końcówki wzmacniacza w muszlach do osiągów membrany i uzyskać każdy pożądany efekt typu bass-boost, czy wręcz solid equaliser. Wsłuchując się w wysoką średnicę i soprany 2-ki właściwie umacniałem się w mym przekonaniu o pewnej manipulacji. Więc według mnie, 1-ka posiada o wiele bardziej naturalną sygnaturę, bez sztuczek jak w 2-ce np. z lekkim wycofaniem średnicy, dającym większą "głębię", czyli jak niektórzy chcą - powiększoną w głąb scenę. Nie, set 1 jest nie tylko bardziej naturalny, ma wg mnie więcej odcieni barw, a jest to niewątpliwie też zasługą starego wzmacniacza. Hmm.
Można długo dyskutować, dlaczego aktualnie robione słuchawki "strzyżone" są pod modny obecnie obraz podbitego basu i sopranu. Czy jest to wymóg pokolenia głuchych (patrz u góry)? OK, nie rozpatruję dalej. Doskonałymi fragmentami do zbadania rozdzielczości, analityczności, transparencji, dynamiki etc. były erupcje fortepianu Zimermana jak również wielkie orkiestrowe tutti w Czajkowskim. Wiele przetworników z tymi fragmentami po prostu nie radzi sobie, smarując lub dając czasami smaczny, ale jednak tylko zwykły kotlet mielony z grubą panierką naokoło. Jeden i drugi Orfeusz poradził sobie bez trudu, może ten nowy nawet nieco lepiej, gdyż ma ostrzejsze konturowanie, może jeszcze lepszą dynamikę. Jeśli ktoś tak lubi i wymaga. Ale czy przeważa tym to całe wyrafinowanie, muzykalność i delikatniejszą sygnaturę starszego Orfiego-legendy? Ja osobiście, wolę ciut bardziej granie tego ostatniego.
Efektu "WOW" w obu Orfich nie miałem, tych momentów absolutnej autentyczności, znanych mi z 009 lub 007 z moim torem, co sobie dziś jeszcze z moimi zabawkami tylko potwierdziłem. Może to był też efekt braku ciszy, skupienia w sali odsłuchu, przedzielonej jedynie przepierzeniem od reszty pomieszczenia, gdzie odbywały się rozmowy wielu ludzi. Nie wiem. Nie zadaję sobie też pytania, czy dźwiękowe osiągi nowego Orfiego są współmierne do ceny. Wiem tylko swoje: Nie mam parcia na Orfeusze, a gdybym miał wybierać któregoś w prezencie, chyba wskazałbym na HE90 z, czy bez HEV90. He,he.
Ale jest i pociecha dla miłośników nowego Orfiego: Jeżeli mam rację co do chipu w muszlach, to można przecież zażyczyć sobie taką sygnaturę dźwięku, jaką się najbardziej lubi...