wróciłem właśnie z pracy, załączyłem muzę, założyłem SHP, czytam audiohobby i nachodzą mnie różnorakie i rozległe refleksje o audio jako takim, o audiofilii i wartości sprzętu.
W czasie mojego pobytu w Poznaniu i osobistej znajomości z paroma audiofilami, zostałem nauczony dystansu do cenowego voodoo i wszelakich `niekwestionowalnych` paradygmatów gazetkowego porno dla zakupoholików na kredyt.
Jak gra, to gra, nawet jeżeli kosztuje grosze, jeżeli nie gra, to nie gra niezależnie od tego czy kosztuje tylko setki tysięcy euro, czy może już parę milionów euro. Nie gra i tyle.
Taki zestaw MBL za 3 mln euro na AudioShow nie grał, Willson Watt z elektroniką dCS nie grał, głośniki Avalon z dużym lampowcem od Cary nie grał. Grały zaś zestawy od AudioNote , A.D.A.M grał, i np. niedroga elektronika Advance Acoustics na kolumnach Audiovector też grała.
W wielkim salonie audio w Oslo w Norwegii w jednym pokoju grał muzykę wzmak Harman Kardon HK 970 (odpowiednik NAD 352 albo Rotel 02) na kolumienkach Klipsch B2 za 800 zł, w pokoju tuż obok `nie grał` zestaw T+A lampowy na kolumnach AudioPhysics Avantera i kablach droższych niż cały zestaw obok. W innym salonie słuchałem dużych 4-drożnych JBL na elektronice McIntosch i dzielonym źródle trans-dac Esoterica w wielkich obudowach z grubego aluminium, okablowane Nordostem - nie grało. Tymczasem duże głośniki komputerowe przytachane ze strychu tego samego dnia wieczorem - grały.
Ja rozumiem, że to może byc moje dziwactwo i przyzwyczajenie. Ale moje odczucia potwierdzała koleżanka, która sama się w żadna audiofilię nie bawiła, tyle co u mnie się nasłuchała `bazy`, jeżeli udało mi się czasami ową `bazę`, ten barwny kryształ wywołać, w audiofilskim trójkącie podstawek do głośników na kolcach, kabli solid-core, materacy i kocy na ścianie, przy zgaszonym świetle, wśród nocnej ciszy od elektromagnetycznych zakłóceń cywilizacji i nadaktywnego słońca.
Wiele drogiego audio którego słuchałem nie grało.
Ja jestem być może spaczony dźwiękowo, ponieważ oprócz 9 lat chodzenia do szkoły muzycznej, gry na fortepianie, kontrabasie, gitarze klasycznej, śpiewu w chórze i gry w orkiestrze symfonicznej, to jako małe dziecko dawałem na maksa nasz stary czarno-biały lampowy TV kiedy grał Lombard i "Szklana pogoda", czy Kombi z "Black&White", zaś analogami i gramofonem ojca bawiłem się zanim jeszcze potrafiłem dobrze mówić. Chórki z "Samotny Dom" Budki Suflera znam jeszcze z wkładki MM i amplitunera Amator 2 (na którym po nastu latach w ogólniaku robiłem jeszcze głośne imprezy, 10 wat! :-0 )
Potrzebowałem wielu lat audiofilskiej edukacji, aby zrozumieć, że to, co wtedy `grało`, to nie był jakiś przestarzały TV..
To była pełnowymiarowa, audiofilsko niesymetryczna obudowa typu Open Baffle, z dużym wysokoefektywnym eliptycznym szerokopasmowcem na szmacianym zawieszeniu, napędzany lampowym wzmaczniaczem Single - Ended, z ekstremalnie krótkimi ścieżkami sygnału na lanych płytkach, lutowane prosto w głośnik. To grało, choć z pewnością dziecięca wrażliwość jest również większa i "niewiele potrzeba do szczęścia". Tym nie mniej została pewna `sygnatura` czy też `referencja`, która dziwnym trafem jest zbieżna z ustaleniami co do tego co `gra` a co `nie gra` doświadczonych audiofili.
Gra zbieżność fazowa i odpowiedź impulsowa w obszarze +/- ludzkiego głosu, reszta to dodatki z których branża zrobiła fetysz . Tzw. rozciągnięcie tudzież wyrównanie można sobie w buty wsadzić, jeżeli nie ma tych dwóch pierwszych.
Wracając do szczęsnych SHP 1900, które kupiłem na zasadzie `byle aby`, żadna strata jak ukradną w mieszkaniu pracowniczym, czy też ktoś na nich usiądzie i połamie. I też owego okablowania o którym wspomniał przedmówca. Oraz ich korzystnego porównania względem Sennheiser PX 100 ii.
Sądzę, że Sennhheiser`y pograły za krótko i nie pokazują jezcze w pełni swoich możliwości. Ponadto ich sygnatura może się nie zgrywać z DAP Shozy Alien, który ma moim zdaniem mięsisty, gęsty dźwięk, oraz hojnie szafuje basem jeżeli tylko przebieg impedancji słuchawek mu na to pozwala. Sennki brzmią w tym połączeniu jakby przeciążone informacją, zniekształceniami intermodulacyjnymi od nadmiaru basu i nadmiaru informacji w ogóle.
Sądzę, że Sennki były pomyślane jako "ulepszacze" spodziewanego dla nich źródła, tj. przeciętnej empetrójki lub telefon i same z siebie próbują dodać trochę basu i mięsa na średnicy do zwykle chudego dźwięku przeciętnego sprzętu.
Miałem swojego czasu Koss Porta Pro, które też mi długo nie pasowały, wydawały się przebasowione i niewyraźne na średnicy, a z czasem bardzo je polubiłem, właśnie za przestrzenną i kolorową średnicę. Mam nadzieję, że i Sennki pokażą w końcu trochę "magii", którą słyszałem przecież w moich pierwszych px 100 w połączeniu z DAP Rio Carbon. Pierwsza wersja PX 100 była "audiofilsko" stonowana i nie tak entuzjastyczna jak Koss Porta Pro, wyrównana, szczegółowa, ale nigdy nie idąca "na całość", tzn. z jakby lekkim kocem / dystansem do odtwarzanego materiału. Raczej "intelektualne" niż "emocjonalne". Miała też chyba słabszy bas od wersji drugiej, co uważam za zaletę, bo nie lubię jak cokolwiek wychodzi przed szereg. To tak jak by orkiestra grała unisono, a bębniarz od kotłów się upił i walił bez ładu i składu - żadna to satysfakcja.
Gra interakcja źródła i tranducera, oceniamy zawsze wypadkową. Aktualnie Sennki PX 100 zasilane laptopem przepuszczają za dużo szumu wiatraka, hałasów na ulicy, brumu lodówki, odgłosów zegara, aby się nad audiofilską jakością dźwięku rozczulać. Odstęp sygnału do szumu jest skandaliczny i audiofilska ocena tego co słyszą w końcu moje uszy jest druzgocąca.
Słuchane w najcichszym pokoju przy zamkniętych drzwiach z Shozy Alien, brzmią również nieciekawe, jakby przesterowane / zatkane. Grały co noc całą noc do rozładowania DAP, przez 4 tygodnie, więc moim zdaniem zarówno przetwornik miał czas aby się "wytrzepać", jak i kapacytancja izolacji kabelka ustabilizować (czyli: "wygrzać"). Podejrzewam, że nałożenie na gęsty i mięsisty dźwięk Shozy podobnej sygnatury Sennheiserów dostosowanej do tanich smartfonów daje "za dużo dobrego".
Słuchawki Philips SHP 1900 na laptopie grają tylko (i aż!) przyjemnie, ok, rzekłbym wręcz muzykalnie, nie męczą i niczym nie drażnią, choć audiofilskiego opadu szczęki na pewno tu nie ma.
Oprócz "nabożnie" zebranych WAV z dziewiczych oryginalnych płyt, przy rantach przeszorowanych drobnym papierem ściernym i zaczernionych markerem, zbieranych na napędzie plextora z prędkością 0,1x przez całą noc na jedną płytę i przy wyłączonych wszystkich możliwych procesach Windowsa z konsoli, w trybie paranoid i nieograniczoną liczbą porównań wątpliwych przebiegów, mam też trochę badziewnych 128 kbps od ludzi i z neta z potańcówką typu Erika i Guetta, których też czasami lubię posłuchać.
SHP 1900 grają takie charkotliwe wynalazki wystarczająco przyjemnie, aby podgłośniwszy trochę bit, nie zwracać uwagi na jakieś braki. Jest (tylko i aż!) zawsze OK, , Erika melodyjnie i wyraźnie śpiewa "I don`t know", choć wyrazu zamyślenia na twarzy, emocjonalnego skurczu czy pochylenia głowy "nie słychać", a Snoop Dog przy "Can you be my doctor, can you fix me up?" ledwo przypomina siebie. Bas nie dominuje ale za to "tańczy", góra nie kłuje, nawet takie wynalazki jak 112 kbps nie wkurzają.
Dla mnie już samo to powyżej, w cenie 30 zł za duże, nauszne, zamknięte i bardzo praktyczne słuchawki to wystarczająca rekomendacja, aby kupić je np. latorośli na rozwalenie, albo sobie jako zapasówka do np. warsztatu.
Natomiast to co usłyszałem z nich po tych paru latach od kiedy je mam, kiedy podpiąłem je do Shozy Alien i zapuściłem swoje stare WAV z Ciechowskim, FNS, Jopkową, pierwszymi płytami Grzegorza Turnaua, Kayah z Bregovicem, sprawiło że aż siadłem i napisałem do nich reckę.. Ten sam Snoop Dog & Guetta w "Sweat" po rozkompresowaniu w kompie i zapisaniu WAV na kartę ma teraz przestrzeń, bas charkotliwą obwiednię i międzymodulację, podskakuje jak bryła gumy zmieniając kształty, zaś w kawałku "I don`t know" Eriki pseudoorkiestrowe sample falują, pomału przemieszczając się z lewej na prawo w mniej więcej pośrodku długości głebi.
Myślę, że te słuchaweczki zasilone dobrej jakości muzyką i dobrej jakości wzmacniaczem słuchawkowym, po pewnym okresie obowiązkowego wygrzewania, mogą przyjemnie zaskoczyć, jeżeli nie dźwiękiem absolutnym, to na pewno stosunkiem jakość / cena (27 zł słyszałem).