Pojedyńczy sinus wyłażący ze wzmacniacza dla elektronicznego analfabety (to ja), okazał się zbawienny. Odpakowałem dzisiaj używanego Marancyka 68 i odpaliłem. Wszystkie gałki, guziki działają. Posłuchałem kilkunastu różnych gatunkowo utworów. Ciszej, głośniej, pobawiłem się equalizerem w streamerze. Super wszystko.
Wtem! Coś bzyczy w lewym głośniku! Zdejmuję maskownicę, a tam gwizdek GDWT poluzowany brzęczy. Docisnąłem, przestał. Jeszcze chwilę rozanielony posłuchałem podbudowany perspektywą rychłej wymiany rzeczonego gwizdka na jakiś jedwabny.
Trochę umęczony skręciłem prawie na minimum i lewy gra jakby ciut głośniej od prawego. Na wciśniętym „SD” to samo! O nieee, a taki byłem zadowolony.
Z zewnątrz jak nowy, nawet pilot działa. Włączyłem test z generatora od 50 Hz w górę przechodzący skokowo od lewej do prawej. Nie dość, że prawy cichszy (niewiele) to dźwięk z prawej wyższy (nie jestem muzykiem) słyszalnie i na średnich częstotliwościach troszkę zniekształcony. Dopiero pisk był w porządku z obydwu gwizdków. Pobiegłem po małe głośniki Aiwa i niestety nadzieja umarła. To samo
A taki piecyk ładny, singapurski, prawie japoński. Wraca do sprzedawcy, który stwierdził, że jest w pełni sprawny, jednak na pytanie, czy był jakkolwiek sprawdzany prądowo, uczciwie zaprzeczył.
Nadstawiaj ucha swego, przy zakupie używanego.