Bardzo ciekawy w sumie temat. Myślę, że audiofilia to taka choroba, która ma emisję i remisję, u siebie też (nie tylko u kolegów) zauważam okresy wzmożonej aktywności. Zawsze jest jakiś bodziec (jakby katalizator) odpalający reakcję łańcuchową... a później "chwila" nirwany. Od kilku lat mam ten sam zestaw stacjonarny i jestem zadowolony ale... ile to nowych rzeczy nie wymyślą. I tu rodzą się pytania typu: może to nowe nano włókno jest lepsze niż to stare mikro (Fostex), może magnes Tesla leczy wszystko (Fostex, Beyerdynamic), może 70mm driver z pokrytą aluminium membraną z ciekłych kryształów polimerowych (Sony) to ten "wielki" krok audio itd. Takie newsy rodzą w głowie audiofila szereg pytań technicznych, no bo przecież sztywność, efekt naskórkowy, DF, jitter, wielkość drivera a schodek dyfrakcyjny, aliasing, oversampling itd. i okazuje się, że wcale to audio nie jest takie proste. To, że przeceniam znaczenie tych niewątpliwie istniejących zjawisk to fakt, ale nie jest tak, że one nie istnieją.
PS.
(...)
Różnica pomiędzy wav, a 128 kbps z tej www jest mniej więcej taka jak pomiędzy kablem za 900, a takim za 800 zł :)
Nie wiem jak z różnicą z kablami ale różnica między 128 kbs a wav jest wyraźnie słyszalna, a tym wyraźniej im więcej się dzieje w muzyce jednocześnie. Może jak Pani X sobie śpiewa grając na gitarce to trudno wychwycić, które nagranie jest które ale jak włączymy koncertową płytę (a co np. Hey albo Metalica, wcale nie musi być muzyka trumienna... znaczy się poważna) któą znamy to nie sądzę by ktoś mógł mieć wątpliwości.