Efekt Waszego pisania jest taki, ze siedze teraz z DT880 (2003) na glowie, wersja oryginalna, bez zadnych modow, puscilem sobie Mari Boine, Gumppet Holvot. Bez zadnego udawania i naciagania, wolalbym je od dawnych Stax 009 z T8000, maja niemalze te sama transparentnosc i otwartosc, a wygrywaja okazaloscia sceny, co dla mnie jest decydujace tutaj, do tego super plynna, kompletnie gladka gora (absolutny brak sybilacji, bez wzgledu na nagrania, ale to moze wynikac juz z tysiecy godzin przebiegu, w koncu maja gdzies 15lat, choc pady sa nowe). Dzwiek ma skale, zadnego skarlowacenia, bardzo liniowy, bez podbic, nie nudzi sie z czasem, bo nie zasmiecaja DT880 swoja neutralna sygnatura nagran.
Oczywiscie, bas nie kopie jak slon, ale na jego zejscie i kulture nie mozna narzekac, no chyba, ze sie bardzo lubi nieustanne podbicie, ktore jest faktycznie wskazane na skwaszonych nagraniach i niedomagajacym sprzecie, ale na tych udanych realizacjach jest juz super (np. The Dark Night Rises). Mozna lepiej ale to juz bardzo slono kosztuje i czesto uzyskiwane jest kosztem zburzonej kompletnosc dzwieku (poczucie ze cos nie zaskakuje w spojna calosc).