Według moich doznań phi TC NIE są najlepszymi słuchawkami. Owszem posiadają zalety ale też strony ujemne. Co nie jest dobre najpierw: Nie mówię już o dziwacznym wyglądzie, czy relatywnie do Staksów niewygodzie na głowie. Podstawowa sprawa to dźwięk, jego sygnatura. ABYSS (mimo znaczej poprawy względem poprzednich modeli) w szerokim aspekcie średnicy nie dorasta jeszcze do wszystkich trzech testowanych z nim Staxów. Nie powiem, że Staxy go zajechały, bo nieprawda. Ale wyczuwalne jest, że średnica w TC jest nieco odsunięta w tył (mniej jak w Stax 007/1), kolorowana, ciemniejsza, pomimo mojego srebrnego kabla i nie tak plastyczna czy transparentna, jak w 009 czy w lambda signature... Moje wrażenia opierają się na powtórkach próbek fortepianu, muzyki kameralnej, śpiewu i dużej orkiestry symfonicznej. Czyli wszystko intrumenty akustyczne, gdzie Staxy suwerennie pokazują neutralność, naturalność i fenomenalną wierność przekazu, a TC robi to cokolwiek sztucznie jakby wymuszonie, za lekką zasłoną, do tego nieco przebarwiając dźwięk (specjalnie zakres dwukreślnej oktawy). Chodzi oczywiście o bardzo niewielkie, ale słyszalne różnice. ABYSS dysponuje większą przestrzenią i sceną jak Staxy, ale dla niektórych może to się zdawać odrobinę nadmuchane. Albowiem Staxy robią scenę w sposób naturalny (bez zachwycania tym szczegółem, bez eksponowania go), po prostu przestrzeń, scena i holografia jest, tzn. jej nie brakuje. Ciekawe, że ABYSS posiadając większą substancję, dociążenie, nie bryluje jakimś monstrualnym basem. Owszem jest tego troszkę więcej jak w 007 czy 009, ale nie za dużo, co właściwie wg mnie jest tylko plusem a korzyść phi TC.
Po kilku odsłuchach przyszły wnioski - żadnego "ach i och" z ABYSSem, mieć go mogę, ale nie muszę. A cena jest przecież wysoka, bo aż 5.500 EUR. Z luksusowym specjalnym kablem nawet 8.500...
Jeśli masz jeden ze wspomnianych Staxów, do tego LST i dobry wzmacniacz, osiągniesz rezultaty podobne do osiągów phi TC.
I na tyle.