A oto opowiastka, której morał pozostawiam szanownym kolegom do przemyśleń.
Wczoraj wieczór zrobiłem sobie następną sesję z moim nowym nabytkiem Accuphase A-50V. Fascynacja dźwiękiem mimo upływu czasu nie ustępuje, a to dobry znak na przyszłość. Ale tu chcę o czym innym. Otóż ten Accu wyposażony jest w digitalowy display informujący o poborze mocy przez wzmacniacz. W watach, z jednym miejscem po przecinku. Za management tej informacji odpowiedzialna jest spora osobna płytka pcb z wieloma segmentami dającymi wynik na displayu. Na wejściu mamy czujniki "voltage-sensing-ciruit" oraz "current-sensing-circuit" osobno dla obu kanałów. Przechodzi to kilka stopni, w nazwijmy to, "centrum obliczeniowym" dochodząc do 8-bit mikroprocesora, jednego-drugiego konwertora, żeby ukazać digitalowy rezultat. Ten wynik poprzez przełącznik "hold time" może być ukazywany na czas 1 sek. lub jako rezultat mocy szczytowej przez cały czas, aż nie przełączymy hold-time czy też nie wyłączymy końcówki. System obliczeniowy jest inaczej, bardziej skomplikowanie skonstruowany jak przy wskaźnikach mocy w moim P-500, czy wzmacniaczach Wiktora i Przemka A-46 i 47 i porównywać ich wartości chwilowych z tymi z A-50V nie polecam.
Nie jestem zwolennikiem stałych migających zmian na wskaźnikach, więc wyłączałem je na P-500 jak też na A-50v.
Ale czytając na temat, zaciekawiony, pozwoliłem na pokaz. Ciekawszy był ten drugi wariant z mocą szczytową, tak też przełączyłem hold-time. Display pyknął sobie na 0,5 wata, potem 0,8 - 1,4 i tak został już dłużej, a ja w błogim przekonaniu, też na podstawie różnych stwierdzeń o mocy co poniektórych znakomitych kolegów, zasłuchany przestałem obserwować skalę. Aż... d.c.n.