>> clo2, 2008-05-23 12:52:51
Uważam, że w przypadku flamenco błędem jest mówienie: "kwestia gustu i muzycznych upodobań". To raczej kwestia wewnętrznej OTWARTOŚCI NA INNE. Akurat co do tego jestem w 100% przekonany.
W przypadku każdego muzycznego gatunku mozna tak powiedzieć. Poza tym co znaczy to INNE? Dla mnie flamenco nie jest w żaden sposób "inne", znam ten gatunek od dawna i jest on dla mnie jednym z wielu, nic więcej. Zresztą każdy muzyczny gatunek jest dla mnie jednym z wielu - tyle że jedne lubię, a innych nie; "otwieranie się na inne" to juz metafizyka, poza słowami nic w tym nie ma, jest to sprawa nie podlegająca jakiemukolwiek intersubiektywnemu oglądowi, a więc każe tego typu stwierdzenie, odnoszące się do dowolnego gatunku muzyki (sztuki), jest niedowodliwe i może być tylko kwestią wewnętrznego przekonania. Zwolennik jakiegoś turpistyczego gatunku też będzie mógł Ci powiedzieć, że nie czujesz tego, co on słucha, bo czegoś tam nie słyszysz. I też będzie miał rację, gdyż "prawda" w tym aspekcie jest tylko i wyłącznie formą osobistego przeświadczenia.
I zgadza się: dla mnie muzyka to muzyka, nie czuję najmniejszej potrzeby dowartościowywania jej zewnętrznymi sensami. Dźwięki mają się bronić same z siebie - a jak się nie bronią, to wolę sobie coś poczytać...
>>"Rola muzyki jako swoistego "katalizatora" jest oczywista. Ale co masz dokładniej na myśli pisząc o "wzorze emocjonalności"? Wydaje mi się to niezrozumiałe, być może przez to, że zastosowałeś zbyt wielki skrót myślowy."
Np. kolory mają określone znaczenie, zalezne od kultury. Czarny jest u nas kolorem żałoby, ale w innych kulturach niekoniecznie. Ktoś, kto w procesie kulturowej socjalizacji nie "dowie się" o znaczeniu tej czy innej barwy, nie spotrafi odczytać jej jako symbolu. I z muzyką jest podobnie. Melodie rytmy harmonie, to wszystko zaczyna znaczyć (a więc i konkretyzować się emocjonalnie) w kontekście warunkowanym przez daną kulturę (z tym że jest to inny proces niż w przypadku kolorów, bo teraz niemal wszystko odbywa się poza świadomą percepcą). Występują pewne wrodzone predyspozycje, wspólne wszystkim luziom, ale dotyczy to raczej pewnych podstawowych schematów - krzyk, gaworzenie itp. natomiast na wyszym poziomie organizacji prawie wszystko jest kwestią kontekstu, tyle że nie zdajemy sobie z tego sprawy - tak jak nie zdajemy sobie sprawy np. z tego, że nasza chęć czy niechęć do jakiejś potrawy jest wynikiem przeszłych doświadczeń, o których nie pamiętamy (i na które w ogóle nie zwróciliśmy uwagi, gdy one się "działy"). Każda kuktura tworzy własne schemty percepcji danych bodźców, własne obszary znaczeń, a że od dziecka w nich wyrastamy, uważmy je za oczywiste i jedyne, tymczasem są tylko jednymi z wielu możliwych.