Już to gdzieś pisałem. Dla mnie dźwięk lampowy to taki, w którym przestrzenność jest jakby "pływająca", słychać umiejscowienie źródeł dźwięku, ale dokładnego położenia nie da się określić. Nie można zawiesić ucha na danym instrumencie, bo jest niestabilny w swoim położeniu, taki niedookreślony. Efekt szczególnie wyraźny na słuchawkach. Słyszałem go zarówno w torze z samym wzmacniaczem lampowym, jak i takim, gdzie tylko stopień wyjściowy CD był na lampie. Na głośnikach może to nie jest takie odczuwalne, ale na słuchawkach to i owszem. Oczywiście, nie każdy lampiak tak ma, ale prawie wszystkie jakie pamiętam - miały. No może poza Cary SLI-80.
Powyższe zjawisko przypisuję konstrukcji mechanicznej lampy. Otóż lampa ma luźne elektrody, które wpadają w mikroruchy pod wpływem pola elektrostatycznego, a to się zmienia w takt sygnału. W krzemie elektrody są sztywno uwiązane względem siebie, więc efektów modulacji nie ma.
Stereotypy na temat zniekształceń i skojarzeń z lampą oczywiście sobie darujemy, bo ja słuchałem w życiu głównie dobrych lampiaków (ASL, Cary, ayon, Yamamoto), i lampowości w pojęciu laickim praktycznie nie zaznałem. No może poza specyficznymi lampami wetkniętymi do Yama, ale też nie wprawiało mnie to w zachwyt.