Od dwóch tygodni mam Nostromo wolf (podpięty pod cd Denon 520AE). I? Poprawa w dosłownie każdym aspekcie reprodukcji dźwięku. Zdaję sobie wszak sprawę, że to co napiszę ma raczej mizerną wartość opiniotwórczą z uwagi na fakt, iż to mój pierwszy kontakt z dac-iem w ogóle i nie mogę sobie rościć prawa do ferowania wyroków o charakterze bezwzględnym; mogę jedynie porównywać do odsłuchu bezpośrednio ze źródła, czyli denona. Mam nadzieję, że mimo to przynajmniej zainteresuję niezdecydowanych do przetestowania tego sprzętu.
Przed wszystkim poprawę słyszę w elemencie szeroko rozumianej przestrzenności. Ściślej: separacja (bo moim zdaniem jest współzależna od przestrzeni), głębia i stereofonia. Rozróżnialność planów i poszczególnych głosów uległa takiej zmianie, że w kilku momentach wręcz zaczynałem słyszeć dwa instrumenty (wokalistów) unisono tam, gdzie wydawało mi się, że był jeden. Wiadomo, najwięcej do odkrywania jest w muzyce na duże składy. Tu taki przykład-ciekawostka. Świetną frajdę sprawiło mi "znalezisko" w I części I Koncertu fortepianowego Brahmsa: tuż przed wejściem fortepianu wiolonczele zapowiadają już partię lewej ręki! Cudo :-) Ogólnie ciemna zakresowo orkiestracja Brahmsowska lub - z innej beczki muzycznej - gęsta pianistyka Bacewiczówny czy Prokofieva - są czytelniejsze. W wątku głębi, przestrzeń sprawia wrażenie ciekawszej: z lepszym tłem, bardziej angażującej słuchacza, ale też, tym samym (choć to raczej pierwotne) bardziej zaangażowanej. Dźwięk sam w sobie też jakby bardziej trójwymiarowy, choć sporo zależy od jakości nagrania. Stereofonia: mam wrażenie, że niektóre głosy są umiejscowione bardziej konkretnie w danym kanale niż dotychczas, gdy znajdowały się jakby w połowie drogi między skrajem a centrum. Być może mylę tu stereofonię z lokalizacją - ale dwa te elementy też chyba ściśle ze sobą współpracują.
Kolejny aspekt, to kontrola emisji dźwięku i jego ogólna tzw. kultura. Większe składy dęte czy akordeon prawie w ogóle nie są już jazgotliwe, a wiolonczela czy marimba - dudniące (to "prawie", to jak rozumiem, pole do popisu dla lepszych słuchawek :-)). Od kontroli blisko chyba do szybkości - tu też poprawa. W kilku miejscach w końcu usłyszałem staccato tam, gdzie do tej pory miałem portato.
Na barwę "wilk" wpłynął lepiej niż Valentine w porównaniu z dziurką denona. W kilku miejscach rozsmakowałem się w czystym brzmieniu, czym samego siebie zaskoczyłem...
Podsumowując, nawet mając na względzie moje małe doświadczenie w jakże pięknej dziedzinie audio, moim zdaniem Nostromo wolf jest jak najbardzieej godzien przynajmniej uwagi.
Teraz trzeba by chyba wymienić cd-eka, choć przy nowym (w cenie ok. 2000) różnica nie będzie już tak wyraźna (?).