Gustaw, grało dobrze, bo była jakakolwiek stabilizacja. We wzmacniaczach mocy zazwyczaj jej nie ma. Ja akurat lubię stabilizację napięcia, i nawet do głośnikowca bym ją dawał, tyle że w przypadku liniowej ciężko by było zrobić taką, która nie pożerałaby do kilkuset W. Wczoraj siedziałem nad tematem do wzmacniacza słuchawkowego, wyszło mi, że jak on będzie w klasie A, to samo zasilanie z polaryzacją tranów połknie około 30W, do słuchawek trafi w porywach 750mW na kanał, a przy tej okazji wygeneruje się dodatkowe kilka W we wzmacniaczu. Teraz wystarczy przenieść to na proporcje głośnikowe i mamy odpowiedź dlaczego nawet dość drogie konstrukcje tranzystorowe nie mają stabilizowanego napięcia zasilania. Jest wyprostowane, wygładzone, i tyle. Tymczasem efektywność zasilacza impulsowego czyni pokusę stabilizacji uzasadnioną.
Natomiast Lancaster napisał, że chce to testować z DACem, a ja odpisałem, że w zastosowaniach niskomocowych wyjdą tylko wady takiego rozwiązania. DACe są bardzo czułe na zasilanie ich obwodów analogowych - mówię o samej kostce, a jest to dość logiczne, bo przy 16-tu lub więcej bitach i napięciu referencyjnym 2,5 lub 5V ostatni bit to kilkadziesiąt uV. Natomiast śmieci z zasilania impulsowego, mimo iż spoza pasma akustycznego, po zmodulowaniu się w układach analogowych dają słyszalne zakłócenia w paśmie akustycznym, nie jako dodatkowe dźwięki, ale spłaszczenia, wyostrzenia, uproszczenie barwy, metaliczność, itp.