King Crimson : Live at the Orpheum ukazał się parę dni temu po 47 latach aktywności zespołu :) Album jak sugeruje tytuł koncertowy, nieco lepszy nawet niż słynny Earthbound, nagrany również nieco lepiej, ale nie za bardzo. Rozgrzewka przed albumem studyjnym nowego wcielenia Karmazynowego Krula w składzie:
Gavin Harrison - drums, mixing, engineer
Pat Mastelotto - drums
Bill Rieflin - drums, keyboards
Mel Collins - saxophone, flute
Robert Fripp - guitar, keyboards, mixing
Jakko M. Jakszyk - guitar, vocals, mixing, engineer
Tony Levin - bass guitar, vocals
Mam problem, ponieważ liczyłem na srogi łomot, a w większości kawałków wyparowała gdzieś z miksu trzecia perkusja, która powinna być pośrodku z tego co widziałem :) Poszła na parapet, co znajduje potwierdzenie w opisie. Poza tym stare hiciory, nic specjalnego właściwie, dla fanów fajne bez dwóch zdań, cieszy. Nie zmienia to jednak faktu, że słyszałem coś około setki lepszych płyt koncertowych King Crimson. ALE NIE TEGO WCIELENIA :)