To ja - w swoim mniemaniu - odpiszę na temat. Nauka na temat audio leży i kwiczy. Psychoakustyka to na razie mało rozwinięta nauka, celująca w zagadnienia przyziemne typu jak nisko można zejść z bitrate i co jeszcze można wyciąć z pierwotnego sygnału, żeby przekaz był jeszcze czytelny i zrozumiały. W drugą stronę - co odpowiada za lepszą przestrzeń, stabilniejszą holografię, separację, itp. to się na razie głównie mamrocze i gaworzy, że coś tam TIM, coś tam IMD, że THD, ble ble ble. Natomiast wiązanie konkretnych zjawisk brzmieniowych z konkretnym typem zniekształceń to wiedza obecnie mocno niekompletna. Poza kanonicznym stwierdzeniem, że parzyste harmoniczne brzmią... przyjemnie (?), a nieparzyste ... ostro (?), to wiele ... mądrego (?) nie da się o związku zniekształceń z wiernością odtworzenia przeczytać, poza tym, na co wpadłby nawet bystry przedszkolak, że im mniejsze zniekształcenia tym powinno być lepiej. Tylko że które zniekształcenia i w jakich ilościach, przy jakich częstotliwościach i wzajemnej proporcji dźwięków w złożonym materiale - no tu już nikt nic konkretnego nie mówi, a tych niewielu, którzy mówią, zgadza się ze sobą tylko po części lub wcale. Bo też i psu na budę to wszystko, ma się podobać, a nie być dobre na mierniku. Oczywiście najlepsze samopoczucie daje ładnie grający sprzęt, który dobrze wypada w pomiarach, bo wtedy właściciel nie czuje się oszukiwany lub kokietowany fałszem przez swój zestaw audio. No ale zniekształcenia podawane są w skali bezwzględnej, metrologicznej, a nie psychoakustycznej, czyli z nałożoną wagą w swoim zakresie percepcji. To, że głośność odbieramy logarytmicznie, a nie liniowo, to wiemy. A jak odbieramy THD, IMD, TIM odpowiednio? Nigdzie dotąd nie przeczytałem odpowiedzi na ten temat. Co więcej, niektórzy ośmielają się ustalać święte progi percepcji tychże zniekształceń np. na poziomie 0.1% THD. Ja mogę takiemu jednemu z drugim pokazać dwa przebiegi tego samego materiału, jeden po kompresji stratnej, gdzie sygnał miejscami różni się o kilkadziesiąt procent w amplitudzie, i ten próg 0.1% można sobie umieścić w ciemnym zakamarku ciała, bo nie usłyszy różnicy. Po prostu efekt maskowania działa i można wyciąć to, co i tak jest zasłonięte innym dźwiękiem.
Producenci podają THD dla 1kHz i dużej amplitudy. Niech może podadzą np. dla 15kHz i malutkiej amplitudy, wtedy się okaże, że SET bije tranzystora w klasie AB na głowę, którego sygnał już ma niewiele wspólnego z sinusoidą , a przecież nikt nie słucha na pół mocy lub blisko maksymalnej dostępnej amplitudy, więc co mi po tych 0,0001% na cały regulator przy odtwarzaniu pisku a la sygnał gotowości w słuchawce telefonicznej? Muzyka to transjenty, a nie sygnały quasi-statyczne. Do tych ostatnich sprzężenia zwrotne są idealne, do tych pierwszych - nadają się tylko takie super-szybkie, o pełnym paśmie. Takich układów na rynku prawie nie ma, bo się ich nie da klecić na kolanie, trzeba dyscypliny i doświadczenia w projektowaniu - patrz firma Halcro. Dlatego tanim półśrodkiem są cywilne wzmacniacze lampowe, od których pan Halcro zresztą korzystał. Tranzystor ze sprzężeniami zwrotnymi, bez których się zresztą nie obejdzie, musi być urządzeniem bardzo szerokopasmowym, a lampę można zrobić bez, bo skutkujące tym zniekształcenia będą znacznie bardziej strawne, a dla wielu także przyjemne. I to chyba tyle w temacie.